Manifest z maskami i teczkami
We wrześniu 2016 r. w Białymstoku odbyło się spotkanie z Lechem Wałęsą. Zostało ono zorganizowane m.in. przez Komitet Obrony Demokracji. Policja oskarżyła 5 młodych osób o to, że w jego trakcie zakłócili oni porządek publiczny, wznosili okrzyki, nałożyli maski z wizerunkiem Bolka (z dobranocki Bolek i Lolek), a w rękach mieli teczki opatrzone napisem "Teczka pracy tajnego współpracownika".
Młodzież nie przyznała się do winy
W środę (19 kwietnia) ruszył proces w tej sprawie. Członkowie Młodzieży Wszechpolskiej nie przyznali się do winy. Jeden z nich powiedział, że nie przypomina sobie, żeby krzyczał "Bolek". Inni twierdzili, że nie wznosili takich okrzyków. Natomiast wszyscy podkreślali to, że krzyczały osoby znajdujące się na spotkaniu. Zdaniem obwinionych, można było usłyszeć takie hasła jak: "KC PZPR Kaczyńskiego" czy "Lech Wałęsa". Młodzi ludzie zeznali też, że dochodziło m.in. do szarpaniny ze strony innych osób znajdujących się na sali, oraz że byli oni atakowani (np. uderzani w głowę).
- Uważam, że to nie my zakłóciliśmy to spotkanie. Ono zostało zakłócone wskutek reakcji innych osób uczestniczących w tym spotkaniu. Naszym celem było zamanifestowanie własnych poglądów na temat przeszłości byłego prezydenta RP Lecha Wałęsy oraz wzbudzenie w ten sposób dyskusji. Sam fakt, iż nałożyliśmy maski, mieliśmy teczki, na których było napisane bodajże "Akta tajnego współpracownika Bolek", moim zdaniem, nie spowodowały zakłócenia w spotkaniu. Zakłócenie było spowodowane tym, iż osoby, które były obecne, zaczęły do nas krzyczeć, zaczęły nas szarpać, pchać i wyzywać - wyjaśniał przed sądem Wojciech Niedzielko (młodzi ludzie wyrazili zgody na podawanie imion i nazwisk oraz publikowanie wizerunku - przyp. red.), jeden z obwinionych.
19-latek dodawał również, że manifestujący nie stawiali oporu, kiedy zaczęła ich wyprowadzać policja i służba porządkowa KOD.
Inny z obwinionych – Marcin Zabłudowski - tłumaczył w trakcie rozprawy:
- Chciałem w dłuższej formie uzyskać odpowiedź, wyjaśnienia Lecha Wałęsy na temat jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa. W tym celu przygotowałem opublikowane przez Instytut Pamięci Narodowej dokumenty potwierdzające współpracę Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa. To wszystko miałem w teczce. Spotkanie odbyło się w niedługim czasie po wypłynięciu nowych dokumentów współpracy Lecha Wałęsy z SB. Lech Wałęsa, udzielając licznych wywiadów i uczestnicząc w licznych spotkaniach, nie odnosił się do tych informacji lub odnosił się w sposób zdawkowy, określiłbym nawet - ironiczny.
Co mówią świadkowie?
W środę sąd przesłuchał także kilku świadków. Wśród nich był mężczyzna, który z ramienia KOD odpowiadał za bezpieczeństwo spotkania:
- Moim zdaniem obwinieni szli na starcie, organizując wcześniej happening dotyczący pozbawienia Lecha Wałęsy honorowego obywatelstwa Białegostoku i później przychodząc na spotkanie, którego nikt im nie zabraniał. Przygotowali odpowiednie atrybuty. Wiedziałem, że oni są na sali. Wiedziałem, że są z Młodzieży Wszechpolskiej. Wysłałem w ich pobliże 3 czy 4 osoby ze straży porządkowej, żeby po prostu zapobiec jakimś ewentualnym zakłóceniom, ekscesom. Na początku wyglądało na to, że chcą normalnie uczestniczyć w spotkaniu. Gdy tylko przyszedł Lech Wałęsa, zaczęły się maski, wstali wszyscy, teczki w górę. Wtedy zaczął się cały harmider. Ludzie dookoła zaczęli krzyczeć, obwinieni coś tam krzyczeli. Tych bliższych okrzyków wobec nich nie słyszałem.
Świadek dodawał także, że w spotkaniu uczestniczyli i zadawali pytania przedstawiciele Obozu Narodowo-Radykalnego, którzy nie sprawiali problemu.
Inni świadkowie - funkcjonariusze policji - różnie zapamiętali to wydarzenie. Pojawiła się wersja, że było głośno, nie słychać było, kto i co krzyczał oraz inna, że to obwinieni podnosili głos i skandowali "Bolek", a także że słychać było krzyki "Bolek", ale nie wiadomo, z czyich ust one padły.
W następnym terminie sąd przesłucha osoby ze straży porządkowej KOD, które znajdowały się najbliżej obwinionych.
dorota.marianska@bialystokonline.pl