Córka pani Anny uczy się pierwszej klasie Szkoły Podstawowej nr 2 im. ks. Jana Twardowskiego w Białymstoku. Co tydzień jej klasa jeździ, w ramach lekcji wychowania fizycznego, na pływalnię przy ul. Zwycięstwa. Na pierwszy rzut oka można by powiedzieć, że to świetnie – dzieci będą zdrowsze, mają urozmaicone zajęcia.
Inicjatywa, z którą wyszła dyrekcja szkoły, ma jednak swoje minusy. Rodzic każdego dziecka musi za takie zajęcia zapłacić 100 zł za semestr, a ustalone to zostało na zebraniu ogólnym na początku roku szkolnego, na którym jednak nie było wszystkich zainteresowanych. Pieniądze te są przeznaczone na opłacenie samego basenu, a także dojazdu ze szkoły.
Kwota niby niewielka, ale zapłacić ją muszą nawet rodzice tych dzieci, które na zajęcia nie uczęszczają i tak jest właśnie z córką pani Anny, która przebywa obecnie na zwolnieniu lekarskim do końca października.
Jej mama jednak usłyszała, że "ktoś za basen musi zapłacić". Dopiero gdy się postawiła i kategorycznie stwierdziła, że tego nie zrobi, dyrekcja poprosiła, żeby w takim razie napisała oświadczenie, że jej dziecko nie będzie korzystać z tych zajęć, a w zamian zostanie jej zorganizowane zastępstwo.
MEN: Basen powinien być bezpłatny
Jest to jednak podobno odosobniony przypadek, ponieważ inni rodzice w podobnych sytuacjach mieli ulec i po prostu wpłacili żądaną kwotę, mimo że dzieci z basenu nie korzystały. Jak się jednak okazuje, pobieranie pieniędzy od rodziców za zajęcia przeprowadzane w ramach lekcji jest bezprawne.
- Dyrektor może zdecydować - w porozumieniu z organem prowadzącym szkołę - o realizacji (np. części) obowiązkowych zajęć wychowania fizycznego na basenie. W takim przypadku zajęcia na basenie są dla uczniów obowiązkowe. Jednak - zarówno dojazd na basen, jak i nauka pływania - powinny być dla uczniów bezpłatne – mówi Justyna Sadlak z Ministerstwa Edukacji Narodowej. - Jednocześnie, zgodnie z art. 83 ustawy Prawo oświatowe, w szkołach działają rady rodziców, które reprezentują ogół rodziców uczniów. W celu wspierania działalności statutowej szkoły rada rodziców może gromadzić fundusze z dobrowolnych składek rodziców oraz innych źródeł, określając - w uchwalonym regulaminie - zasady ich wydatkowania.
Co w sytuacji, gdy szkoła nie ma środków, żeby lekcje zorganizować? Niestety nie powinna tego robić, może ewentualnie zgłosić się do organu prowadzącego, czyli w tym wypadku miasta, w celu uzyskania dotacji. W Białymstoku praktyka jest jednak inna.
- W Białymstoku od lat w szczególny sposób traktowani są uczniowie klas trzecich szkół podstawowych, którzy do niedawna korzystali z pływalni za darmo, a obecnie przy minimalnej opłacie (złotówka za tor, na którym może pływać siedem osób). Ze względu na rosnącą zdecydowanie w latach 2016/17 i 2017/18 liczbę klas trzecich, program trwa obecnie jeden semestr. Za drugi semestr większość klas płaci tak, jak i pozostałe klasy, według cennika ustalonego przez dyrektora BOSiR – tłumaczy Anna Kowalska z magistratu.
Innym powodem jest fakt, że białostockie pływalnie mają dość duże obłożenie i gdyby wszystkie szkoły dostały wysokie ulgi i zaczęły z nich korzystać, mogłoby nastąpić przepełnienie, a trzeba też pamiętać o użytkownikach indywidualnych.
Ostracyzm za postawienie się?
Pani Anna, która postanowiła sprawę pobierania od rodziców opłat nagłośnić, zwróciła się do Kuratorium i Ministerstwa Edukacji Narodowej. "W nagrodę" otrzymała pismo, że zostanie usunięta z trójki klasowej, mimo że nie podpisał go żaden z rodziców z klasy, a jej córka została wypisana ze szkolnej świetlicy.
Tu jako oficjalny powód podano, że pani Anna nie pracuje, więc córką ma się kto zająć w domu. Tylko tak się składa, że inne dzieci w podobnej sytuacji mogą tam uczęszczać. Pani Anna nie rezygnuje jednak ze starań, żeby sprawę wyjaśnić.
Pomimo wielu prób nie udało nam się zdobyć komentarza dyrektor Szkoły Podstawowej nr 2.
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl