Z drewnianymi wyrobami przyjechali państwo Piotrowicz ze Szczuczyna koło Grajewa.
- Grabie robimy z drewna brzozowego i leszczynowego, przetaki - z sosny, natomiast łyżki - z topoli - wyjaśnia pani Marta Piotrowicz. - To rodzinna tradycja. Zajmowali się tym nasi dziadkowie i pradziadkowie. Dużym powodzeniem na ich stoisku cieszyły się też kosy.
Jak to na jarmarku, pełno było też innych wyrobów: glinianych garnków, ceramiki, tkanin dwuosnowowych, świątków czy koszy z dartego drewna.
Na Rynku Kościuszki (nie tylko na placu wokół ratusza, ale również na zamkniętej dla ruchu ulicy) wśród kilkudziesięciu stoisk wystawców z Podlasia, Kurpii czy Warmii i Mazur kłębiły się tłumy. - Przychodzę tu co rok - przyznała pani Magda, która do świeżo kupionego wiklinowego koszyka włożyła sękacz i obwarzanki.
Białostoczanie kupowali też chleby: a to pieczone na liściu chrzanu lub z różnymi dodatkami oraz miody: lipowe, gryczane czy spadziowe. Panie wybierały słomkowe kapelusze z różnobarwnymi wstążkami. Również na dzieci czekały atrakcje: mieniące się kolorami tęczy karmelowe lizaki i wata cukrowa. Można było się też sfotografować w klasycznych planszach z otworami na głowę. Do wyboru: rolnik z grabiami lub pasażerowie samolotu.
Tradycja białostockich Jarmarków na Jana sięga XVIII wieku. Pierwszy odbył się w 1749 roku na cześć hetmana Jana Klemensa Branickiego. Tegoroczny towarzyszył trwającym jeszcze do końca tygodnia Dniom Miasta Białegostoku. Zorganizowali go: dział etnografii Muzeum Podlaskiego i białostocki oddział Stowarzyszenia Twórców Ludowych.