Mundurowi, którzy prywatnie są małżeństwem, wyciągnęli mężczyznę z dymiącego auta i kontrolowali funkcje życiowe do czasu przyjazdu słowackich służb ratunkowych.
Do niecodziennej sytuacji doszło pod koniec ubiegłego tygodnia na terenie Słowacji, gdzie jeden z pojazdów uderzył w barierki wiaduktu i spadł z wysokości około 8 metrów.
- Sytuację na miejscu opanowało białostockie małżeństwo policjantów młodszy aspirant Joanna Mancewicz i jej mąż aspirant sztabowy Marek Mancewicz. Tego wieczoru para wracała z urlopu. Policjanci, widząc w dole leżące na dachu dymiące auto, natychmiast ruszyło z pomocą. Na miejscu okazało się, że w samochodzie znajduje się zakleszczony pasami i ranny kierowca - podaje Komenda Miejska Policji w Białymstoku.
Mundurowi bez chwili zwłoki rozcięli pas i wyciągnęli mężczyznę z pojazdu. Policjantka ułożyła mężczyznę w pozycji bezpiecznej i do czasu przyjazdu słowackich służb ratowniczych kontrolowała jego funkcje życiowe.
Kolejny raz funkcjonariusze udowodnili, że policjant zawsze jest na służbie i musi być przygotowanym na niespodziewane interwencje i niesienie pomocy drugiemu człowiekowi.
24@bialystokonline.pl