Twórcy wzięli na warsztat "Wielką księgę uczuć", w której białostocki autor Grzegorz Kasdepke w przystępny sposób przedstawia i tłumaczy dzieciom emocje - tęsknotę, wstyd, miłość, odwagę czy strach.
Autor scenariusza - Adam Biernacki, który jest także reżyserem i autorem pomysłowej scenografii - wybrał z oryginalnego tekstu trzy postacie - nauczycielkę Miłkę (gościnnie Dorota Białkowska) oraz przedszkolaków Rozalkę (Justyna Godlewska-Kruczkowska, otrzymała stypendium artystyczne prezydenta Białegostoku dla twórców profesjonalnych na realizację spektaklu) oraz Bodzia (Rafał Olszewski).
"Całuj, całuj!"
Dzieci zasiadły więc wygodnie na kolorowych poduszkach, a aktorzy zapowiedzieli, że "będziemy rozmawiać o uczuciach". O tęsknocie, radości, miłości. Twórcom przedstawienia bardzo zależało na interakcji z dziećmi. Te od początku premierowego spektaklu zrywały się z miejsc, podpowiadały, co mają robić aktorzy ("Całuj, całuj!"), opierały się o scenę, niemal na nią wchodząc. W pewnym momencie aktorzy zeszli w publikę, skandując hasło "Wstręt do wstrętu!". W spektaklu znalazły się też piosenki - przypomniana "W czasie deszcz dzieci się nudzą" z Kabaretu Starszych Panów, wierszyk Danuty Wawiłłow czy jej córki Natalii Usenko o marchewce z groszkiem ("tę parę trzeba polubić").
Nie wiadomo, dlaczego w pewnym momencie na scenę dzieci zaczęły wrzucać poduszki, na których na początku tak grzecznie siedziały. Jedna za drugą lądowała na aktorach. Na początku może wydawało się to nawet zabawne, ale sytuacja powoli wymykała się spod kontroli. Zadziałała psychologia tłumu - dzieci sięgały po kolejne poduszki, a potem wdrapywały się na scenę. Istna wojna na poduszki! Pytanie tylko, czy była ona w scenariuszu? Niekoniecznie. I kolejne pytanie - gdzie w tej sytuacji byli rodzice czy wychowawcy? Spokojnie obserwowali przebieg sytuacji? W pewnym momencie też mogli oberwać poduszką po głowie. A przecież nie przyszli do centrum zabaw, tylko do teatru.
Ciekawe pomysły realizacyjne
Na szczęście nad sytuacją próbowali zapanować aktorzy. Uspokajali dzieci, prosili, by usiadły. Podzielili maluchy na grupy, by stoczyły iście gombrowiczowski "pojedynek na miny". Głupie miny mogli zrobić też dorośli. Na dzieciaki czekały jeszcze ćwiczenia - ochoczo wykonywały pajacyki i przysiady. Gdy trochę się uspokoiły, aktorzy mogli dokończyć przedstawienie. Straciło ono jednak swój rytm. Poza tym niektórzy chłopcy dalej mierzyli w aktorów poduszkami. Trzeba więc podziwiać artystów za wytrwałość.
Docenić też trzeba pracę włożoną w przedstawienie. Ciekawe historie o emocjach (może zbyt niezrozumiale dla najmniejszych dzieci?), aktorów mających dobry kontakt z dziećmi i pomysł na interakcję. Mocną stroną spektaklu jest też muzyka i aranżacje piosenek autorstwa Konrada Wantrycha. Całości dopełniają kolorowe kostiumy Ilony Rechnio i patchworki Elżbiety Wysockiej. Do realizacji spektaklu wykorzystano także prace plastyczne oraz literackie uczniów klasy III B ze Szkoły Podstawowej nr 6 im. J. Iwaszkiewicza w Białymstoku. Stały się one podstawą wizualizacji Michała Mroza. Szkoda, że spektakl premierowy miał tak nieoczekiwany przebieg. Miejmy nadzieję, że w przyszłości (dzięki dofinansowaniu w ramach Konkursu im. Jana Dormana przedstawienie będzie grane w regionie) uda się zapanować nad dziecięcą publiką. Wszak to z myślą przede wszystkim o niej powstał ten projekt.
anna.d@bialystokonline.pl