Tragiczny wypadek
28 czerwca 2015 r. na trasie nr 671 relacji Knyszyn – Jasionówka doszło do wypadku. O jego spowodowanie został oskarżony przez prokuraturę około 20-letni mężczyzna. Jak twierdzą śledczy, chłopak, kierując 18-letnim samochodem marki VW Passat, umyślnie naruszył zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym w ten sposób, że będąc w stanie nietrzeźwości – to jest mając nie mniej niż 0,56 mg/dm3 alkoholu w wydychanym powietrzu - nie dostosował prędkości do warunków drogowych.
Skutek był taki, że na łuku drogi oskarżony stracił panowanie nad pojazdem, zjechał na lewą stronę jezdni i pobocze, a następnie - po powrocie na prawy pas jezdni - zjechał do przydrożnego rowu, gdzie doszło do dachowania, w wyniku czego pasażer wypadł z auta i został przygnieciony przez samochód. To z kolei spowodowało jego zgon. Był on dwudziestoparolatkiem, niemal rówieśnikiem oskarżonego.
W październiku ubiegłego roku sąd pierwszej instancji wymierzył młodemu człowiekowi karę łączną 6 lat pozbawienia wolności. Dostał on także dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów.
Argumenty obrońcy
Z takim orzeczeniem nie zgodził się jego obrońca, który wniósł apelację. Zaskarżył postanowienie w całości. Chce uniewinnienia swojego klienta. W odwołaniu wskazuje on m.in. na to, że biegli nie wykluczyli wersji, w której oskarżony mógł być pasażerem a nie kierowcą. Mecenas podkreślał też niską jakość nagrania z monitoringu. Jego zdaniem monitoring ten nie pozwala na identyfikację osób, które znajdowały się w aucie, a nawet tego, że był to właśnie ten a nie inny samochód. Argumentuje on również, że nie dokonano bliższych oględzin pasów bezpieczeństwa. We wtorek (11.04) przekonywał on sąd, że denat leżał na boku, przyciśnięty pojazdem i jednocześnie miał koliste obrażenia. To, zdaniem obrony, mógłby być dowód na to, że auto prowadzone było przez oskarżonego a obrażenia pochodzą od kierownicy. Jednak, jak mówił, "szkoda, że nie zostało to zaopiniowane".
Mecenas podkreślał, że nieprzyznanie się do winy nie może być przesłanką obciążającą. Natomiast chłopak nie przeprosił rodziny, ponieważ bał się negatywnej reakcji z jej strony. Obawa ta ma być uzasadniona tym, że, jak wskazywał obrońca, doszło do pobicia ojca oskarżonego.
Zdanie przedstawiciela rodziny
Prokurator zaapelował o nieuwzględnienie odwołania i utrzymanie dotychczasowego wyroku, zaś pełnomocnik rodziny pokrzywdzonego przekonywał, że jest łańcuch dowodów, które układają się w logiczną całość. Oskarżony i pokrzywdzony oraz świadek zdarzenia "jeździli po dyskotekach". Adwokat powołał się na zeznania świadka, który miał powiedzieć, że pokrzywdzony był "rozespany", a świadek ten próbował go wyciągnąć z samochodu. Na co, zgodnie z zeznaniami, oskarżony powiedział: "zostaw go, sam wyjdzie". Po czym zdecydował, że pojadą do jeszcze jednej dyskoteki. Krótko po tym doszło do tragicznego wypadku. Adwokat mówił także, że dwudziestoparolatek leżał na tylnym siedzeniu. To, zdaniem pełnomocnika rodziny, świadczy o tym, że pokrzywdzony nie był kierowcą – tak, jak to sugeruje obrona.
- Nie uważam, żeby kara była zbyt rażąca. Dziecko pokrzywdzonego ma miesiąc lub dwa i nie będzie znało swojego ojca. Pewne jest to, że kierowca przeżył wypadek, bo miał zapięte pasy, a jedyne pasy w tym samochodzie, to pasy kierowcy – dodał.
Prawdopodobnie wyrok w tej sprawie poznamy jeszcze w tym miesiącu.
dorota.marianska@bialystokonline.pl