Bohaterem tegorocznej imprezy było samo miasteczko Supraśl. Chodziło więc o wykorzystanie w pełni jego ogromnego potencjału. Czyste powietrze, piękna przyroda, zabytki wielu kultur na wyciągnięcie ręki. Imprezy odbywały się w różnych miejscach, tak by "uroczyskowi" uczestnicy powędrowali po Supraślu i poznali jego piękno. A przy okazji odkryli parę zakątków na co dzień mniej znanych niż pocztówkowe atrakcje.
Królestwo Buchholtzów
Każdy, kto przybył do uzdrowiskowego miasteczka mógł zaopatrzyć się w mapę, na której Jonatan Kilczewski, uczeń miejscowego Liceum Plastycznego zaznaczył wszystkie warte uwagi miejsca. I tak zwiedzić można było wnętrza Pałacu Buchholtzów, obecnie siedzibę "plastyka". Secesyjne zdobienia, piękne stropy, artystyczny klimat. Do obejrzenia również wystawa prac uczniów liceum. Co chwila nowa grupka osób z aparatem wchodziła do środka. Natomiast w parku fabrykanta odbywały się multimedialne projekcje. W zaaranżowanej altanie można było obejrzeć filmy "Mikrokosmos" i "Księgę Puszczy". Nieopodal pałacu Maciej Supryniak wyspawał drogowskaz wskazujący największe atrakcje Supraśla.
Teatr w cyrku
Natomiast przed pałacem stanął cyrkowy namiot grupy Kejos The-At-Er. Wędrowni artyści szukają nowej formuły dla cyrkowej sztuki. Ich widowiskowy spektakl "Alicja w krainie marów" przyciągnął więcej chętnych niż było miejsc w namiocie. Na widownię zapraszał nie kto inny, ale biały królik. Samo przedstawienie, luźno inspirowane "Alicją w Krainie Czarów" łączyło teatr z cyrkiem. Panie wykonywały zapierające dech w piersiach ewolucje na szarfach i drążku, panowie żonglowali i czarowali. Wszystko przy elektronicznej muzyce i wizualizacjach. Projekt godny zaprezentowania na białostockich Dniach Sztuki Współczesnej. Wrocławska grupa poprowadziła też warsztaty. Tym razem chodziło również o wciągnięcie jak największej liczby osób w "uroczyskowe" przedsięwzięcia. W sobotni wieczór swoje slajdy zaprezentował Wiktor Wołkow. Nie była to prezentacja, jak to teraz najczęściej ma miejsce, z komputera, ale z tradycyjnego rzutnika. Pokaz zapowiadał najnowszy album fotografika "Lot". W niedzielę z oryginalnym projektem wystąpiła Serebryanaja Svad'ba z Białorusi, zespół łączący wschodni folklor z francuskimi piosenkami.
Na groblę piwnym rowerem
- Potrzebujemy ludzi do pedałowania! - rozległ się donośny głos. Przed nami pojawił się specyficzny wehikuł. Wieloosobowy rower, na którym można było napić się piwa i z pomocą siły własnych mięśni dostać się na groblę w dolinie rzeki Supraśl. A tam rozlokowała się druga część artystycznych działań na Uroczysku. Zabraliśmy się więc z wesołą ekipą "największym i najszybszym rowerem w Supraślu". Po drodze mijały nas samochody z uśmiechającymi się pod nosem kierowcami i mini kolejka. Po kilku chwilach intensywnego pedałowania dojechaliśmy do namiotu Łysego Pingwina, klubu z warszawskiej Pragi, który wyjątkowo przeniósł się do Supraśla. Rozlegały się tu dźwięki reggae i dub, można było się posilić, pogawędzić w miłym towarzystwie, a potem udać się na łąki, by obejrzeć efekty pracy artystów. Na wysokim słupie stanęło wyspawane krzesło, tworząc oryginalny punkt widokowy na bagnach. Przy moście na rzece Supraśl powstała instalacja "Elektrownia wodna" zbudowana m.in. z części rowerowych i bodajże beczek po piwie, na której dzięki poruszaniu fal podzwaniał dzwoneczek. Natomiast przy wejściu na plażę stanęła ogromna konstrukcja, również wyspawana i wypełniona korą i workami z korkiem.
Niestety, nie udało się zrealizować wszystkich artystycznych zamierzeń. Sprzeciw białostockiego starosty uniemożliwił pomalowanie komina ciepłowni dwóm artystom Kobasowi Laksie i Monice Ostaszewskiej. Jednak wspinali się na niego bębniarze z Francji i Hiszpanii i puszczano mydlane bańki.
Brawo dla nowej formuły
Pomysłodawcą tegorocznej artystycznej odsłony Uroczyska był Michał Strokowski, współtwórca Grupy Artystycznej Prokadencja i m.in. Forum Fabricum, klubu, który działał w Łodzi do maja 2003 roku. Można śmiało powiedzieć, że z powodzeniem wyrwał supraską imprezę z marazmu, w jaki od kilku lat popadała. Jej nazwa, Spotkania z Naturą i Sztuką, nie była jedynie sloganem. Ludzie rozproszyli się po całym miasteczku, aby śledzić działania artystów różnych sztuk. Bębniarzy, niszowych muzyków i plastyków, filmowców, pasjonatów teatru i cyrku, uprawiających capoeirę. Supraśl zatrzymał przyjezdnych na dłużej. Nie sposób było wszystkich projektów obejrzeć w godzinę czy dwie. Ale czy nie chodziło o to, by delektować się urokiem samego miasta?
Uroczysko zaskoczyło. Zaskoczyło pozytywnie. Oby w tak obranym kierunku zmierzało.