Szalona zabawa pod sceną, entuzjastyczne tańce, wspólne śpiewy z artystami – tak wyglądał trzeci dzień festiwalu. Na początek wystąpił Markas Plubenka, przesympatyczny songwriter z Litwy, który rozśpiewał amfiteatr. Dawkę niezwykłej energii zafundowali Gin Ga, grupa z Austrii. Indie rock, folk, pop - Gin Ga ma wiele twarzy. Znakomicie czuje się zarówno w tanecznym repertuarze, jak i w nastrojowych balladach, a instrumentarium wzbogaca m.in. skrzypcami czy cymbałkami. To w czasie ich koncertu publika wstała z miejsc i zaczęła tańczyć.
Zupełnie inną muzykę, będącą mieszanką miejskiego folku i songwritingu, zaproponowały Domowe Melodie. Nastrój zbudowała również Emilíana Torrini, islandzka wokalistka. Publika przysłuchiwała się jej występowi zajmując miejsca nawet na schodach amfiteatru. Miłośnicy bardziej energicznych brzmień czekali na koncert Amerykanów z Local Natives. Mimo późnej pory - rozpoczynali po północy - ich występ rozgrzał publikę.
Jaki był tegoroczny Halfway? Radosny, roztańczony i pełen muzycznych odkryć. Gorące przyjęcie publiki zaowocowało tym, że wielu artystów - akurat tych niezbyt często do nas przyjeżdżających - zapowiedziało powrót do Polski. Wymienić wystarczy choćby Emilíanę Torrini czy Gin Ga. Ze spraw technicznych - skąpą bazę gastronomiczną można było zastąpić własnym prowiantem, a niezbyt trwałe opaski wymienić na nowe.
Atrakcyjna cena karnetu (100 zł za 3 dni - w wersji "normalnej") przyciągnęła ludzi z całego kraju, m.in. ze Śląska, Wybrzeża czy Warszawy. Halfway Festival jest imprezą, która śmiało może promować nasze miasto w Polsce. Ma też szansę stać się jedną z marek Białegostoku.
anna.d@bialystokonline.pl