Radni sesją z 9 grudnia mieli zakończyć pracę w tym roku. Nie udało się, ponieważ zrobili przerwę w obradach, żeby udać się na spotkanie opłatkowe, a po nim nie zamierzali już wracać.
Teraz wracają, po prawie dwóch tygodniach (20 grudnia), i zamierzają zająć się m.in. zwiększeniem cen biletami, a także propozycją podwyżek stawek za wywóz śmieci. Oba projekty są kontrowersyjne.
Ceny uzasadnione, metoda nie
"Śmieci" mają jednak twarde podstawy w postaci zmiany ogólnokrajowych przepisów odbioru odpadów. Nakazują one bowiem, żeby bilans gospodarki odpadami wychodził przynajmniej na zero, a w ostatnich latach miasto musiało dopłacać do interesu, mając jedne z najniższych stawek w całym kraju, a już na pewno wyróżniające się pod tym względem wśród największych miast.
Dla części osób jednak niesprawiedliwa wydaje się metoda wyliczania ceny, jaką dane domostwo powinno opłacać. Miasto Białystok stosuje bowiem kryterium powierzchni lokalu, rozróżniając 3 stopnie – nieruchomości do 40 metrów kwadratowych, od 40 do 80 metrów kwadratowych i powyżej 80 metrów kwadratowych. Obowiązuje również podział ze względu na to, czy śmieci sortujemy, czy nie, ale nie on jest kością niezgody.
Część radnych uważa bowiem, że bardziej sprawiedliwe byłoby naliczanie opłat zgodnie z ilością osób – bo przecież na 80 metrach może mieszkać tylko jedna osoba, a na 40 metrach kilka. Władze miasta odbijają jednak piłeczkę, mówiąc, że nie ma możliwości skontrolowania, czy rzeczywiście w danym mieszkaniu mamy jednego lokatora, czy więcej, ponieważ często nie są oni zgłaszani.
Ostatnia szansa
To jednak nie śmieci stanowią problem a wspomniane już wyżej bilety. Tutaj opór pojawia się nie tylko ze strony opozycyjnych wobec prezydenta radnych Prawa i Sprawiedliwości, ale całego przekroju mieszkańców Białegostoku. Głos w tej sprawie zabierali już kilkukrotnie reprezentanci białostockiej młodzieży. Swoją akcję prowadzą również lokalni społecznicy. Podwyżka cen jest bowiem bardzo wysoka, czego najlepszym przykładem jest stawka za bilet jednoprzejazdowy normalny, która wzrosnąć ma z 2,80 zł do 4,00 zł.
Zadaniem autorów uchwały, a także radnych Koalicji Obywatelskiej, średni wzrost przychodów Polaków sprawi, że nie odczują oni takiej podwyżki. Poza tym miasto od lat musi dopłacać do komunikacji miejskiej, a teraz jeszcze szukać oszczędności, ponieważ zmiany wprowadzone przez rząd (choćby w podatku PIT) sprawiły, że zdecydowanie zmniejszyły się dochody w budżecie.
Do tej pory, pod naciskiem opinii publicznej lub przez autorefleksję, wycofano się z pomysłu wprowadzenia podziału na bilety białostoczanina i niebiałostoczanina, które również dość znacząco różniłyby się ceną. Argumenty przeciwników podwyżek o dyskryminowaniu są więc już nieaktualne. Pytanie tylko, czy dalsza presja sprawi np. że podwyżka będzie mniejsza niż zakładano, albo zostanie odłożona w czasie, w celu poszukiwania innych źródeł pieniędzy. Wiele osób podpowiada prezydentowi zlikwidowanie którejś ze spółek komunikacyjnych obsługujących BKM. Obecnie mamy bowiem 3 takie podmioty i nawet nie wszystkie są rentowne, ale prezesom, dyrektorom itp. płacić trzeba.
Do tej pory nie przekonywało to jednak zwolenników podwyżek, których w gruncie rzeczy wydaje się być niewielu, ale wystarczająco dużo, żeby przegłosować ten pomysł w radzie miasta. Czy da się to jeszcze zmienić, przekonamy się w piątek (20 grudnia).
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl