Proza małżeństwa. Trójka dzieciaków, które nie pozwalają się wyspać, a ich przewijanie, karmienie i ubieranie absorbuje cały wolny czas. Natrętni przyjaciele. Nudne rodzinne przyjęcia. Bezsenne noce i ani chwili relaksu w błotnej kąpieli. Nawet te kilka minut, kiedy w wychodku można w samotności posiedzieć przy gazecie, zakłócają turyści chcący zobaczyć "ogra, który zmienił los królestwa"...
- "Eeeggghhh!" - kryzys przechodziłby nie tylko Shrek - "Żeby poczuć się jak kiedyś, gdy wszyscy mnie się bali i byłem panem swojego świata..." - zamarzył. Z "pomocą" przybywa mu czarodziej Rumpel, który myśli o zemście za pokrzyżowanie planu przejęcia Zasiedmiogrodu. Shrek przez jeden dzień będzie postrachem okolicy w zamian za wyjęcie z jego życiorysu jakichś 24 godzin. Są to jednak godziny, przez które nawet po minięciu ustalonego w umowie terminu, nie będzie możliwy powrót do znanego z trzech poprzednich części filmu biegu historii. Jak więc się potoczą losy ogra? Odpowiedź w kinach.
Czy jednak warto jej szukać kupując bilet na seans wartej 165 mln dolarów produkcji? A może wystarczy staranniej przejrzeć internetowe fora gdzie ktoś zdradzi więcej szczegółów fabuły?
Jak to w zdecydowanej większości sequeli bywa, nic nie pobije pierwszej części. Już chyba nigdy nie powstaną lepsze gagi, niż te którymi raczył nas w niej Osioł, nie ma takiej ilości smaczków, uchwytnych tylko dla dorosłych czy subtelnych nawiązań do hollywodzkich produkcji, a z tego przecież wynikał sukces pierwszego "Shreka".
Fabuła czwartej części przygód zielonego bohatera jest naprawdę sympatyczna. Jej perełka to z pewnością cierpiący na nadwagę Kot w Butach. Można mieć jednak wrażenie, że polska wersja filmu nie została dopracowana. Nie ma - jak w produkcjach Pixara - specjalnie przygotowanych kadrów, na których są m.in. polskie napisy w kreskówkowej gazecie, nie usłyszymy żadnej piosenki w zmienionej wersji językowej. Shrekowskie dialogi też nie bawią tak jak w poprzednich częściach - choć wesołe, brak im tego polotu i uszczypliwości z odwołaniami do naszej rzeczywistości. Ci, którzy zostali na napisach końcowych mogli dodatkowo odnieść wrażenie, że Eddie Murphy i Cameron Diaz świetnie nauczyli się polskiego, bo to oni, a nie np. Jerzy Sztur są wymieniani jako aktorzy dubbingujący postacie.
Do kina na "Shrek Forever" wybrać się warto chociażby ze względu na brak filmowych alternatyw - sezon ogórkowy w pełni, a dobrych filmów jak na lekarstwo albo i wcale. Shrekowska saga na szczęście nie jest jeszcze znudzona zupełnie, dlatego to chyba dobry moment by, jak zapowiada wytwórnia DreamWorks, ostatecznie ją zakończyć.
Sprawdź gdzie w Białymstoku można zobaczyć nowego "Shreka"
Repertuar Kin i Teatrów