Mieli zebrać 48 tys. podpisów do 21 listopada, udało się im zdobyć więcej w dużo krótszym czasie. Komitet referendalny złożył je w kancelarii zarządu województwa.
"Ośrodek przy granicy z Białorusią"
Jak twierdzą inicjatorzy (w większości to osoby związane z PiS-em), walka o lotnisko jest potrzebna, bo od niego zależy rozwój naszego regionu. Argumentują, że województwo podlaskie jest w stanie wziąć na swoje barki utrzymanie portu.
- Wpłynie to na rozwój gospodarczy całego regionu. Sumaryczne wpływy do województwa pokryją koszty, które ponosi operator - uważa, popierający kampanię, Bogusław Dębski, były wicemarszałek województwa.
Przedstawiciele komitetu podkreślają nie tylko to, że dzięki lotnisku firmy zarobią więcej. Mówią, że region dopłaca do komunikacji autobusowej, kolei czy opery, a te nie wpływają na rozwój tak, jak lotnisko.
- My ze swoimi kontrahentami z Europy Zachodniej nie spotykamy się w Białymstoku. Trudno wytłumaczyć, by przylecieli do Warszawy, a potem szukali specjalnego autobusu, który zastępuje kolej - argumentuje Robert Pawłowski, prezes Podlaskiego Centrum Papierniczego.
Pawłowskiemu jednocześnie trudno się współpracuje ze Wschodem, bo na granicy musi stać kilkanaście godzin. Twierdzi, że jeśli nic się nie zmieni, nadal Białystok będzie postrzegany jako prowincjonalne miasto, a nie rozwijający się ośrodek.
- Chciałbym życzyć, by Białystok przestał tylko się kojarzyć z ośrodkiem przy granicy z Białorusią - mówi.
"Sądziłem, że zbierane są pieniądze na lotnisko"
Do pomysłu referendum odniósł się marszałek województwa.
- Sądziłem, że zbierając podpisy zbierane są pieniądze na lotnisko - nie bez ironii skomentował Jarosław Dworzański.
Mówił, że koszt budowy lotniska może wynieść od 300 tys. do pół mld zł. Należałoby też zapytać mieszkańców, czy chcą rokrocznie deficytu w budżecie na poziomie 20-40 mln zł, bo tyle może kosztować utrzymanie lotniska.
- Pieniędzy na realizację takiego zadania nie ma i Unia Europejska nie godzi się na budowę lotniska - mówił Dworzański.
Dodał też, że "jeśli chodzi o samą ideę, jest za".
Wszystko zależy od sejmiku
Teraz urząd marszałkowski ma 30 dni na sprawdzenie wniosku o organizację referendum. Jeśli pojawią się w nim jakieś uchybienia, inicjatorzy dostaną tydzień na ich poprawienie. W ciągu 30 dni sejmik województwa będzie musiał podjąć bezwzględną większością głosów uchwałę o referendum. Trzeba liczyć się z tym, że głosować będą już nowi radni sejmiku, wybrani w zbliżających się wyborach.
Jeśli sejmik zgodzi się na referendum, termin głosowania musi być wyznaczony w ciągu 50 dni od opublikowania uchwały sejmiku. Należy się więc spodziewać, że będzie to wiosną przyszłego roku. Zima ma być czasem na dyskusje o "za" i "przeciw" lotnisku.
ewelina.s@bialystokonline.pl