Człowiek w przyrodzie
W piątek (1.04) w ramach ¿Underground / Independent? w kinie Forum odbył się pokaz filmu "Nature Is My Homeland" w reż. Marka Gajczaka. Jest to przepiękna opowieść o relacjach człowieka z naturą. O poznawaniu dzikiego życia przyrody, poczynając od struktury roślin, poprzez nagrywanie jej ukrytą kamerą, aż do tworzenia dzieł sztuki z wykorzystaniem tego, co zastane.
Bohaterami i bohaterkami filmu jest m.in. Urszula Zajączkowska – botaniczka, poetka, eseistka, autorka świetnej książki "Patyki, badyle". Opowiada ona tutaj o swoich badaniach nad rozwojem roślin, ale przede wszystkim o potrzebie zachwytu nad tym, co człowieka otacza. Zajączkowska dostrzega pewną ograniczoność ludzi i ich zmysłów, nade wszystko warto poznawać głębiej, sięgać do tego, co pozornie niewidoczne i mało ważne.
Inną bohaterką "Nature Is My Homeland" jest Diana Lelonek, która jest artystką wizualną, autorką prac z pogranicza fotografii, instalacji i bioartu, zajmuje się relacjami człowieka i środowiska. Z zupełnie nowej perspektywy pokazuje to, co wydaje się oczywiste, co zwykło się traktować jako pewnik. Cały film daje zaskakujący wgląd w kwestie ekologii, ale przede wszystkim w to, jak człowiek zmienia zastaną i daną mu rzeczywistość. I czego my ludzie możemy tak naprawdę nauczyć się po prostu obserwując naturę i trwać w zachwycie nad nią.
Czy wojna ma w sobie coś z kobiety?
Kolejną propozycją festiwalową był film "Moja wojna" Maszy Kondakowej. To film ukazujący życie trzech kobiet na froncie. Czy wojna ma jednak w sobie coś z kobiety? Jak różni się perspektywa kobieca od męskiej na to, co dzieje się podczas walk? Film rozgrywa się na wschodzie Ukrainy w 2014 r., gdy prorosyjscy najemnicy wzniecili powstanie.
Narracja prowadzi nas przez wydarzenia z życia Lery (Waleria), Jaskry (Ira) oraz Wiedźmy (Ołena), kiedy niemal na naszych oczach rozgrywa się wojna. Film porusza, dotyka tematów życia i śmierci, sytuacji granicznych. Jest przerażająco aktualny, wydarzenia dotykają miliony Ukraińców, jednak te trzy historie dają możliwość przeniknięcia przez ogół, a skupienia się na losach indywidualnych, które składają się na okrutne oblicze walki.
Zbuntowane dźwięki folku
Na zakończenie festiwalowego dnia można było przenieść się do Kawiarni Fama i uczestniczyć w muzycznym zjawisku, jakim był koncert Królówczanej Smugi. Ten niezwykły artysta, na scenie występujący w masce, biłgorajskim welonie, koralach, sportowych spodniach tworzy swego rodzaju spektakl, gdzie wątki folklorystyczne łączą się ze współczesnym brzmieniem gitary i krzykiem.
- Biłgoraj bardzo na mnie oddziałuje, jest studnią bez dna, jeśli chodzi o inspiracje w różnym wymiarze. Obecnie tam mieszkam, aczkolwiek projekt Królówczana Smuga, który prezentowałem dzisiaj narodził się w Gdańsku, na studiach. Będąc na emigracji, zainspirowałem się jeszcze bardziej Biłgorajem, chyba przez podświadomą tęsknotę. Nie żałuję, bo ten projekt stał się częścią mojego życia, nie wyobrażam sobie istnieć bez niego – mówił po występie artysta.
Biłgoraj w życiu Królówczanej Smugi jest niezwykle ważny. To miejsce ukształtowało go i ciągle wpływa na jego twórczość. Sam pseudonim artysty to dawna nazwa rzeki, przepływającej przez Biłgoraj, obecnie nosi ona nazwę Osa.
- Symbolizuje to to, czym się zajmuję jako Królówczana Smuga, czyli przywracam to, co z jakichś względów zostało zapomniane czy zamienione, zazwyczaj dlatego, że było niewygodne. Próbuję swoją twórczością przywołać rzeczy, które z różnych względów mainstream nie toleruje, próbuję je przywracać, odkopywać i przypominać – dodaje Królówczana Smuga.
Poprzez formę występów artysta, jak sam stwierdza, próbuje przekształcić hegemonię "faceta patrioty" i ukazać kobiecą perspektywę.
- Ewolucja Królówczanej Smugi trwa od 2016 r. Był to twór instrumentalny, potem zaczęło się to radykalizować. Zmienia się mój światopogląd, zmienia się percepcja świata, który jest dookoła. Wydaje mi się, że im jestem starszy tym czasy się radykalizują, one zawsze były radykalne, ale ja teraz dostrzegam ten radykalizm. Wydaje mi się, że próbuję przekuć ten radykalizm w brutalną formę, bo czuję, że muszę to jakoś z siebie wyrzucić i to bardzo pasuje do tego, co wokół nas się dzieje. W porównaniu do folku, który w mainstreamie jest czymś cepeliowatym, przerysowanym, pokazanie tej drugiej strony, która jest spychana, niepasująca...Nie słucha się tego z przyjemnością, tylko w nerwach, co się zaraz wydarzy, czy on zacznie znowu drzeć japę - powiedział artysta.
Festiwal potrwa do niedzieli (3.04). PROGRAM
anna.kulikowska@bialystokonline.pl