Na placu pod białostocką katedrą zgromadziło się kilkadziesiąt osób. Nasi rozmówcy ustawili się w kolejce, która przybrała kształt koła, prawie godzinę wcześniej (wydarzenie rozpoczęło się o 12:00), a jak sami relacjonowali - już wtedy na miejscu czekało kilkunastu chętnych.
Musiała interweniować policja
Zanim youtuberzy przybyli z workami pełnymi prezentów, wspomniane koło było ustawione w umownej kolejności. Ci, którzy zgromadzili się w złotej bombce, rozpoczynali grono oczekujących. Ostatecznie jednak wraz z Dawidem Kosińskim i Marcinem Połowianiukiem, czyli twórcami Kanału o technologii (z najpopularniejszym polskim podcastem o nowych technologiach w całym serwisie Apple Podcasts), ludzie z koła zaczęli - niczym na weselnej zabawie - wchodzić do środka. Problem w tym, że już tam pozostali. Zaburzyło to kompletnie kolejność i spowodowało ścisk, dlatego na miejscu pojawili się policjanci.
"Jak za darmo, to biere!"
Ostatecznie nie udało się zaprowadzić porządku na stałe. Co chwila proszono o zachowanie dystansu i kultury, ale wciąż dało się słyszeć narzekania, a nieco rzadziej, ale jednak - także wyzwiska pomiędzy rywalizującymi o prezenty białostoczanami. Przepychanki co chwila doprowadzały do krzyku ściśniętych w ten sposób osób, czujących napór ludzi z tyłu - zgłaszano nawet omdlenia. Jak się okazało, u niektórych osób chęć otrzymania czegoś za darmo była jednak silniejsza od potrzeby zachowania zdrowego rozsądku i kultury.
I tak jednak trudno czynić porównania do atmosfery jaka nierzadko panuje na otwarciach wielkich centrów handlowych. Mimo wszystko, przy katedrze wprawdzie bywało nerwowo, ale nie doprowadzało to poważniejszych aktów agresji. Wiele osób uznało, że wygrywa po prostu metoda "kto pierwszy - ten lepszy". Było więc bardziej "śmieszno" niż "straszno".
Youtuberzy niewątpliwie byli wyraźnie zakłopotani zaistniałą sytuacją, ale spokojnie sprawdzali potrzebne do otrzymania prezentu potwierdzenia subskrypcji ich kanału na YouTube i wręczali "gifty". Gdy rozdano ostatni prezent, dało się usłyszeć wręcz krzyki zawodu niepocieszonych osób, którym nie udało się zdobyć darmowego sprzętu, chociaż prezentów wcale nie było mało.
Patrząc z oddali
Byli jednak także i tacy, którzy na Rynku Kościuszki pojawili się tylko po to, by zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie i porozmawiać z Kosińskim i Połowianiukiem. Prawdopodobnie tym celu do Białegostoku specjalnie przebył nawet mieszkaniec Szczecina. Oddzielną grupę stanowili natomiast mieszkańcy, którzy wybrali się na pobliski jarmark świąteczny lub na spacer z psem. Owe osoby na chwilę przystanęły i z oddali obserwowały zażartą walkę o gadżety.
24@bialystokonline.pl