Nawet pogoda czuje respekt przed książęcą mością. Deszcz odpuścił i stworzyły się prawie idealne warunki na koncert. Książę po raz pierwszy otworzył swe bramy geniuszu w Polsce. W znakomity i kulturalny sposób władał wielotysięczną publiką. Oklaski i wykonywanie poleceń zdobywał komplementami i nakazami wymawianymi łagodnym tonem. Mówił: "Mocno was wszystkich kocham", po chwili pytał: "Czy wy też tak mocno mnie kochacie?", "Muszę zadzwonić i powiedzieć, że jestem w najpiękniejszym miejscu na świecie". Wytworzył w pewnym sensie aurę ekstazy i znakomite podporządkowanie tłumu. Miałem wrażenie, że nawet jeśli kazał by zdjąć spodnie, fani nie mieli by z tym problemu. Oklaski, unosy rąk, podskoki w jednym tempie, wspólne śpiewanie, wszystko to i wiele innych sytuacji sprawiały iż był to koncert nie tylko ponadczasowej gwiazdy, ale także całego wielotysięcznego tłumu. Piękną wizualnie chwilą był moment po słowach księcia: "Wyciągnijcie telefony, chcę zobaczyć tysiące świateł". Widać było na twarzy Prince'a wzruszenie i zadowolenie z postawy publiczności, co udowodnił bisując kilka razy (ok 4-6). Nieprzeciętny gość, lata już nie te same, aczkolwiek pełen wigoru. Biegał i skakał po scenie jak nastolatek. Po jego koncercie Alter Art, organizator festiwalu przygotował celebrację 10. urodzin w formie pokazu sztucznych ogni z miksem muzyki największych gwiazd ze wszystkich lat Heineken Open'er Festival.
Na tej samej scenie przed Prince'm zawitał Primus - był to pierwszy koncert tej grupy w Polsce. Lider zespołu Les Claypool - basista i wokalista udowodnił jakie cuda można zdziałać z basową gitarą.
Po koncercie Prince'a tłum ruszył do stref gastronomicznych, trzeba było szybko się napić i iść na World Stage, gdzie zbierali się fani Big Boi'a, który miał wystąpić o godz. 00.30. Jednakże zostaliśmy poinformowani, że z przyczyn nie zależnych od organizatora koncert opóźni się. Szkoda tylko, że nie powiedziano ile czasu trzeba czekać. Wróciłem pod scenę ok. godziny 2.00 i trafiłem w samą dziesiątkę, bo po pięciu minutach pojawił się Big Boi. Trzech ziomali zrobili dużo szumu i nie zabrakło im flow. Jak przystało na część składu Outcast poleciało pełno znanych kawałków.
Z tego, co słyszałem warto było zajrzeć do namiotu i zobaczyć co wyprawia Kate Nash. 24-letnia feministka, z wiadomych względów dobrała sobie zespół składający się z samych lasek. Pełna energii, balansowała tempem od spokojnych kawałków po mocniejsze podchodzące pod punkowe brzmienia.
Zobacz także: Coldplay gwiazdą pierwszego dnia Open'era
Heineken Open'er Festival 2011. Zabawa nawet w ulewę