Trzeba pamiętać
Wystawa jest rozstawiona na placu przy Galerii Sleńdzińskich (siedziba przy ul. Legionowej). Jej autorem jest Adam Tuchliński.
Na otwarciu obecny był zastępca prezydenta miasta Białegostoku, Rafał Rudnicki, który zachęcał do obejrzenia wystawy, ale także do dalszej pomocy ofiarom ataku Rosji na Ukrainę.
- Chcieliśmy zaprosić wszystkich białostoczan, aby do końca lipca odwiedzili to miejsce w centrum naszego miasta, gdzie prezentowana jest wystawa Adama Tuchlińskiego po to, by z jednej strony zobaczyć jego prace, ale z drugiej strony głównie po to, abyśmy pamiętali. Wojna w Ukrainie trwa już 119. dzień i szczególnie w Europie Zachodniej niektórzy już o tym zapomnieli. Jednak nie pozwólmy na to, byśmy tu, w Białymstoku, w Polsce zapomnieli o tym konflikcie zbrojnym - powiedział Rafał Rudnicki.
Zastępca prezydenta podkreślał również, że wojna generuje ofiary, nie tylko śmiertelne, ale także te, które są zmuszone wyjechać ze swojego kraju. Dotyczy to szczególnie kobiet i dzieci.
- Właśnie takie zdjęcia starał się zaprezentować na swojej wystawie Adam Tuchliński. Wystawa powstała dzięki zaangażowaniu Galerii Sleńdzińskich. Te zdjęcia są owocem jego pracy na przejściu granicznym między Ukrainą i Polską. Adam Tuchliński ma taką umiejętność, że po pierwsze jest utalentowanym, bardzo dobrym fotografem, ale przede wszystkim ma zdolność znajdowania się w odpowiednim miejscu i momencie. To dar, który posiada i pozwala mu robić bardzo dobre zdjęcia - dodał Rudnicki. - To przypomnienie o wojnie w Ukrainie ma służyć również temu, byśmy starali się wspomagać tych, którzy trafili do Białegostoku. Tutaj znaleźli swój drugi dom.
Galeria im. Sleńdzińskich już po raz drugi prezentuje twórczość Adama Tuchlińskiego.
- Ta wystawa jest zupełnie inna. To dramat zapisany w fotografii, który pokazujemy tutaj, abyśmy wszyscy wiedzieli, co wydarzyło się u naszych sąsiadów. I co, niestety, może czekać każdy kraj - oby moje słowa się nie spełniły. Cieszę się, że znowu Galeria wchodzi w tematykę nam współczesną, bardzo bliską. Śledzimy to, co się dzieje - mówiła podczas otwarcia Jolanta Szczygieł-Rogowska, dyrektorka Galerii im. Sleńdzińskich.
Jak powiedział autor wystawy, celem jej jest udokumentowanie tego wszystkiego, co dzieje się na granicy, pokazanie losu ludzi, ich cierpienia i niepewności.
- Chciałbym, aby białostoczanie oglądając tę wystawę poczuli, empatycznie pomyśleli, jak mogłoby to wyglądać, gdyby ich to spotkało. Mieszkamy blisko granicy kraju, który współpracował przy agresji na Ukrainę. Rosyjskie wojska mają 50 km z granicy do nas. Powinniśmy myśleć o scenariuszu, w którym to my będzie uciekać przed wojną. Trzeba wspierać Ukraińców, którzy są teraz w Białymstoku - podkreślał Adam Tuchliński.
Trudne tematy, trudne emocje
Fotografie zostały wykonane podczas trzech 5-dniowych wyjazdów na granicę. Zdjęcia powstały na zlecenie magazynu "Newsweek". Na wystawie znalazło się około 30 zdjęć. Będzie można ją oglądać do końca lipca.
- Zdjęcia ukazują atmosferę tamtego czasu. Przejście graniczne w Medyce na początku było dziwnym, pustym miejscem. W drugim tygodniu wojny przypominało planetę Tatooine z "Gwiezdnych wojen", gdzie tysiące ludzi się zjawia, jakiś gość smaży placki, byli żołnierze wypatrują prowokatorów - różne dziwne postacie, które postanowiły nieść pomoc - opowiadał Adam Tuchliński.
Fotografie dostępne na placu są wstrząsające. Autor zdjęć przyznał jednak, że przy robieniu zdjęć nie czuje żadnych emocji, dopiero przy edycji one się pojawiają.
- Jak widzę coś, to biegnę tam i robię zdjęcia. To nie jest przyjemna praca. To są ludzkie nieszczęścia, jednak to trzeba robić, bo za chwilę o tym zapomnimy - dodał Tuchliński. - Pamiętam taką sytuację: prezydent Zamościa zabrał nas w miejsce, gdzie przyjeżdżał pociąg szerokotorowy. Wysiadali ludzie. Miał przyjechać pociąg, który miał mieć 8 wagonów - miał 20 wagonów. Miało przyjechać 800 osób - przyjechało prawie 2 tys. One musiały przepakować się do innych pociągów do innych miast. To było niesamowite, panowała cisza, dzieci zmęczone. Oni wiedzieli, że już nic złego im się nie przydarzy. To było pomieszanie ulgi z szokiem. Często widziałem otumanionych ludzi, którzy nie wiedzieli, co dalej, co mają robić. Uciekli, ale co dalej? Pamiętam też taką sytuację z hotelu, w którym nocowałem. Przy stole siedziała matka, która przez 3 godziny siedziała i patrzyła po prostu na swój samochód, który stał za oknem. Siedziała i nic nie mówiła.
Podczas otwarcia obecni byli także przedstawiciele Fundacji R.A., która niesie pomoc uchodźcom z Ukrainy. Pojawił się apel o dalsze wsparcie ich działań.
- Nasza fundacja zajmuje się wynajmem mieszkań dla uchodźców z Ukrainy, obecnie mamy 34 mieszkania, mieszka w nich 120 osób. I na bieżąco staramy się zapewniać im podstawowe artykuły potrzebne do życia, jedzenie. Pomagamy w codziennych sprawach urzędowych. Potrzebujemy dalszej pomocy od mieszkańców Białegostoku - zaapelował Bartosz Dakowicz z Fundacji R.A.
anna.kulikowska@bialystokonline.pl