Z pomysłem zorganizowania referendum, w którym białostoczanie odpowiedzą, czy zgadzają się na prywatyzacje MPEC-u, wyszli białostoccy radni Prawa i Sprawiedliwości. Poparli go również działacze SLD. Od 10 stycznia w mieście zbierano podpisy wśród mieszkańców, które były potrzebne, by do głosowania doszło.
Wystarczyło, aby pod wnioskiem o referendum podpisało się 22,8 tys. dorosłych białostoczan, ale zrobiło to aż o 14 tys. osób więcej. Wszystkie podpisy już trafiły do kancelarii urzędu miejskiego.
Teraz miasto ma 30 dni na sprawdzenie i przyjęcie wniosku (jeśli będą w nim uchybienia, inicjatorzy dostaną 2 tygodnie na ich poprawienie). Potem trafi on do rady miejskiej. Na sesji zostanie powołana komisja referendalna złożona z radnych. Gdy to się stanie, zostanie 55 dni na przeprowadzenie referendum. Najpóźniej odbędzie się więc w ostatnim tygodniu maja.
By referendum było ważne, musi w nim wziąć udział 30% uprawnionych, czyli 68,46 tys. białostoczan. Jego wynik będzie wiążący dla władz miasta. Oznacza to, że gdyby większość głosów padła na "nie", do sprzedaży spółki nie dojdzie.
Według wyliczeń magistratu przeprowadzenie referendum będzie kosztować około 430 tys. zł.
Prywatyzacji MPEC-u chce prezydent miasta. Pieniądze ze sprzedaży spółki mają pójść na wkład własny do inwestycji, które mogą być realizowane z udziałem środków unijnych, m.in. hali widowiskowo-sportowej czy Muzeum Pamięci Sybiru.
Prywatyzację wcześniej poparli radni PO. Opozycja obawia się natomiast, że po przejściu przedsiębiorstwa w ręce prywatne nastąpią podwyżki cen ciepła w Białymstoku i zwolnienia w jego załodze.
ewelina.s@bialystokonline.pl