Zaognia się protest policjantów nie tylko w całej Polsce, ale też w Podlaskiem. We wtorek (6.11), w naszym regionie, do pracy nie przyszło ponad 600 policjantów, co oznacza, że L4 wziął co piąty funkcjonariusz i to nie tylko z drogówki. Brakowało zatem 20% pracowników. Jednocześnie na służbie nie pojawiło się o około 400 osób więcej niż jeszcze dzień wcześniej.
- Sytuacja jest coraz trudniejsza. Policjanci masowo chorują i korzystają ze zwolnień lekarskich. Chciałbym jednak podkreślić, że jest to oddolna inicjatywa samych funkcjonariuszy a nie oficjalna akcja protestacyjna – mówi podinspektor Wojciech Chociej z NSZZ Policjantów województwa podlaskiego.
Związkowiec podkreśla też, że zła kondycja zdrowotna oraz braki kadrowe są coraz bardziej odczuwalne, więc strony muszą jak najszybciej dogadać się. Tym bardziej, że obydwie deklarują chęć do prowadzenia rozmów. Zdaniem Wojciecha Chocieja minister Joachim Brudziński powinien zgodzić się na ustępstwa.
Policjanci chcą 650 zł podwyżki wraz z początkiem 2019 r. oraz dodatkowo 500 zł od 2020 r. Mają też postulaty pozapłacowe. A wśród nich: 30 dni zwolnienia lekarskiego płatnego w 100%, płatne nadgodziny (zamiast czasu wolnego) oraz rewizja systemu emerytalnego. W tym momencie mundurowy, który rozpoczyna służbę, zarabia 2600 zł. Po przepracowaniu 5 lat jego wynagrodzenie wzrasta do 3500 zł.
Funkcjonariusze protestują już od marca. Od lipca wystawiają mniej mandatów i jeżeli chodzi o niewielkie przewinienie, zastępują je pouczeniami. Zorganizowali też manifestację w Warszawie. Natomiast na najbliższy piątek oraz sobotę (9-10.11) zaplanowali ogólnopolską akcję honorowego oddawania krwi.
dorota.marianska@bialystokonline.pl