Artur Andrus przyjechał do naszego miasta na zaproszenie Białostockiego Ośrodka Kultury wczoraj. Na przywitanie pełnej sali Forum zaśpiewał swój hit "Piłem w Spale, spałem w Pile" z albumu "Myśliwiecka".
- To jest piosenka, która zrobiła sporo zamieszania, zaczęła żyć nawet własnym życiem. Ludzie piszą własne wersje tego utworu. Jedna z nich zaczyna się od słów: "Piłem w Szczawnicy..." . W telewizji widziałem nagranie, jak przerobiony tekst śpiewa nawet pielgrzymka idąca na Jasną Górę - opowiadał Artur Andrus.
I po chwili z żartem dodawał: - Chcę zachować konwencję spotkania. My tutaj występujemy, a państwu się podoba.
A publice nie trzeba było długo powtarzać, by "się jej podobało". Salwami śmiechu przyjmowała kolejne żarty artysty ("W wypożyczalni DVD: - Czy jest "Szósty zmysł". Nie, ale jest "Piąty element".)
Nie zabrakło też białostockich akcentów. Andrus specjalnie na ten wieczór ułożył warszawską balladę podwórzową o Białymstoku. W tym celu zrobił przegląd prasy lokalnej, w której wyczytał, że marszałek Dworzański ponoć wyjechał na Oktoberfest, ktoś trafił szóstkę w totolotka, a MOSiR dyskryminuje długowłosych. Wydeklamował też napisaną przez siebie Księgę XIIa "Pana Tadeusza" - i dowiedzieliśmy się, co mogło się wydarzyć po koncercie Jankiela. Andrus sypał kolejnymi żartami, choć wszystko to - jak zapewniał - autentyki. - Kiedyś usłyszałem niebanalny komplement - pan taki śmieszny jak pies.
Artysta bisował trzykrotnie. Zaśpiewał nawet "Malowany dzbanku" Heleny Vondraczkowej. Po występie oblegał go tłum fanów, którym podpisywał płyty i rozdawał autografy.
Obejrzyj fotoreportaż z występu.
anna.d@bialystokonline.pl