W minioną sobotę (13.10), nad ranem, mężczyzna, który jechał - z Jaroszówki - samochodem osobowym typu SUV, ciemnego koloru, ciągnął za pojazdem, na lince zaczepionej za obrożę, psa. Zwierzę na łuku ronda Lussy urwało się i leżało na zewnętrznym pasie ruchu w kierunku ul. Branickiego. Zmasakrowanego czworonoga zauważyła mieszkanka Białegostoku. Oczywiście nie przeżył zdarzenia.
32-letni mieszkaniec miasta opowiadał policjantom, że pies zaplątał się - w jakiś sposób - w samochód linką, na której był uwiązany na posesji. Stwierdził on też, że nie widział zwierzaka. Tłumaczył, że wyruszył z domu do pracy, pokonał drogę od Jaroszówki do ronda Lussy, gdzie pies, już martwy, oderwał się od pojazdu. Białostoczanin podkreśla, że o wszystkim dowiedział się od policji w momencie zatrzymania.
Cały czas utrzymuje, że nie miał świadomości, że ciągnie psa uczepionego do samochodu. Policja dała wiarę w wyjaśnienia mężczyzny i po złożeniu wyjaśnień zwolniła go do domu.
- W naszej ocenie przedstawiana wersja wydarzeń jest mało prawdopodobna. Jednak dla oceny sytuacji potrzebna jest znajomość wszystkich faktów. Z informacji, jakie mamy, nie wysnulibyśmy wniosku o braku świadomości sprawcy co do popełnionego czynu. Trudno nam uwierzyć w niewinność kierowcy. Wydarzyła się ogromna tragedia okupiona wielkim cierpieniem zwierzęcia. Pies zginął w strasznych męczarniach, którym towarzyszył stres, strach i rozpacz. W naszej działalności bezpośrednio nie mieliśmy styczności z takim zdarzeniem, podobne znamy jedynie z doniesień mediów – podkreśla Anna Jaroszewicz, prezes białostockiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.
Jednocześnie TOZ szuka osób, które wiedzą cokolwiek w tej sprawie. Organizacja chce pomóc policji wszystko wyjaśnić. Tym bardziej, że dotychczas mężczyzna nie usłyszał zarzutów. Obrońcy zwierząt, jeżeli dojdzie do procesu, będą występowali w imieniu nieżyjącego psa (w ramach statusu pokrzywdzonego).
dorota.marianska@bialystokonline.pl