W odróżnieniu od "Testosteronu" tutaj rządzą aktorki. Popis swoich umiejętności dają: Anna Dereszowska, Izabela Kuna, Edyta Olszówka i Magdalena Różczka. Cztery żywiołowe i wyzwolone kobiety, w które się wcielają, wiedzą, na co je stać i nie pozwolą sobie "w kaszę dmuchać". Gdy się okazuje, że ich partnerzy nie są stworzeni do wierności czy też mają skłonności homoseksualne, "lejdis" pokazują pazurki. A zemsta, wiadomo, jest słodka i najlepiej smakuje na chłodno.
Bohaterowie prześcigają się w błyskotliwych tekstach, również z domieszką ironii (np. "Chodź do kina. A co grają? Ten nowy film z Szycem. E tam, z Szycem..."). Kilka z nich, np. "jeżeli mężczyźni są z Marsa, to niech tam wracają" ma szansę wejść do codziennego języka. Sytuacyjny humor i cała garść gagów (czasem przerysowanych) budują pierwszą część filmu. Druga jest bardziej wyciszona, ale w konwencji "pół serio".
W pewnych momentach mamy jednak wrażenie, że oglądamy zlepek słabo powiązanych scenek. Być może dlatego, że pomysł na film zrodził się po odkryciu przez Andrzeja Saramonowicza bloga pisanego przez kobiety. Zbudowanie z niego fabularnej historii do najłatwiejszych nie należało. Twórcy nadrabiają więc dowcipem. Śmieją się ze stereotypowych damskich dylematów: tracącego jędrność ciała czy łatwowierności, zarazem podkreślając siłę kobiecej przyjaźni.
Pękająca w szwach widownia na pokazie przedpremierowym w kinie Pokój wybuchała śmiechem i oklaskiwała najzabawniejsze dialogi. Stu szczęśliwców wygrało karnety na kurs tańca.