Fundacja "Pomóż Im" zaopiekowała się dwiema dziewczynkami z Ukrainy, które przybyły do naszego miasta uciekając przed wojną. 5-letnia Lilia i 13-letnia Jarosława zostały pacjentkami prowadzonego przez fundację Białostockiego Hospicjum dla Dzieci.
Dziewczynki i ich bliscy są jeszcze rozemocjonowani. Jarosławie towarzyszą rodzice, dziadkowie oraz 4-letnia siostra Sofija i 6-letni brat Mikita. Mieszkali pod Charkowem, przebywając w schronie słyszeli spadające bomby. Uciekli z miasta pociągiem, podróż była bardzo trudna, szczególnie, że odbywała się z bardzo chorym dzieckiem.
- Spędziliśmy w pociągu 14 godzin. Wcześniej 6 godzin na dworcu. Baliśmy się, że Jarka mocno się przeziębi, bo kaszlała. W 2019 roku przeszła sepsę, była wtedy w śpiączce. Przy spadku odporności bardzo się o nią obawiamy – mówią rodzice, Tatiana i Roman. – Pociąg był przepełniony, podróż ciężka, ale w końcu dojechaliśmy. Wyniki badań Jarosławy są dobre. Dziękujemy, że dostajemy tu tyle dobra – dodają.
Fundacja "Dialog" zorganizowała im zakwaterowanie w mieszkaniu w Białymstoku. Obecnie rodzina uczy się żyć w nowej normalności. Jarka w środę (16.03) skończy 13 lat. Na szczęście nie będzie ich obchodzić w schronie, a w bezpiecznym, białostockim mieszkaniu.
Za kilka dni – w piątek (18.03) urodziny będzie też obchodziła Lilia, także z Charkowa. Przyjechała do nas z mamą i babcią, jej tata musiał zostać w Ukrainie. Kobiety wraz z dziewczynką mieszkają mieszkają w akademiku Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku. Stan dziewczynki jest cięższy niż Jarki. To dziecko leżące - z rurką tracheostomijną. Dziewczynkę trzeba karmić przez sondę.
- Przed wybuchem wojny Liliana trzy miesiące spędziła na oddziale intensywnej terapii. Prosto stamtąd musieliśmy ruszyć w podróż – opowiada Olga, mama Lilki. - Droga była koszmarna. W pociągu było gorąco duszno, człowiek siedział na człowieku, to straszne warunki dla mojej córki. Tylko Pan Bóg pozwolił nam to przetrwać.
Dziewczynki wraz z bliskimi przyjechały do Białegostoku jednym busem. Podróż z chorymi dziećmi jest bardzo poważnym wyzwaniem. Zapewniła go Fundacja Rodziny Czarneckich i koordynująca podróż Izabela Sakowicz. Obecnie rodziny mają już do siebie kontakty. Myślą o wspólnym obchodzeniu urodzin obu dziewczynek.
- Rodziny próbują ochłonąć po tym, co ich spotkało. Doceniają dach nad głową, ciepłą wodę i opiekę medyczną nad ciężko chorymi dziećmi. To bardzo istotny czas, ale zapewne zarazem dopiero początek ich potrzeb. Dlatego należy przygotować się na długofalową pomoc – mówi Barbara Kochman, psycholog Fundacji „Pomóż Im”. - Ich potrzeby mogą się zmieniać a my będziemy na nie odpowiadać. Obecnie skupiamy się na „tu i teraz”. Rodziny potrzebują zadzwonić do bliskich, którzy zostali w Ukrainie, usłyszeć ich głos. My, jako zespół, jesteśmy przy nich i dla nich, pozwalamy im przeżywać. Oczywiście istnieje bariera językowa ale pamiętajmy, że sygnały niewerbalne stanowią 70% naszej komunikacji – dodaje.
justyna.f@bialystokonline.pl