W marcu białostocki magistrat ogłosił przetarg na montaż sekundników na wlotach 5 skrzyżowań: Hetmańska – Popiełuszki, Popiełuszki – Sikorskiego, Sikorskiego – al. Jana Pawła II, Antoniuk Fabryczny - Gajowa oraz Piastowska - Branickiego. To tam istnieje system monitoringu rejestrujący przejazdy samochodów na czerwonym świetle.
Miasto chciało nowe urządzenia zamontować na wniosek radnych. Podczas dyskusji nad tegorocznym budżetem Białegostoku wprowadzono poprawkę, by zarezerwować 50 tys. zł na ten cel.
Początkowo prezydent miasta twierdził, że nie ma możliwości, by zamontować sekundniki, a to dlatego, że w Białymstoku istnieją sygnalizacje świetlne dostosowujące się do natężenia ruchu. Obsługują je sterowniki podłączone do Centrum Zarządzania Ruchem. W miastach, gdzie sekundniki istniały, były podpięte do sygnalizacji stałoczasowej. Ostatecznie jednak postanowiono zlecić montaż sekundników.
W przetargu było wyraźnie zaznaczone, że oprócz instalacji tych urządzeń, wyzwaniem będzie zaprojektowanie sposobu komunikacji między sekundnikiem a sterownikiem, tak by nie pogorszyły się warunki przejezdności.
Po blisko miesiącu chętni, by zamontować sekundniki, nie znaleźli się. Do miasta nie wpłynęła żadna oferta w przetargu.
Co istotne, nie wiadomo, czy przetarg będzie ogłaszany raz jeszcze, bo Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa ogłosiło w marcu, że nowych sekundników nie powinno się montować, a te które istnieją, muszą zniknąć ze skrzyżowań. Podnoszono, że przepisy ruchu drogowego nie przewidują takich wyświetlaczy (więc teoretycznie te, które istnieją, są nielegalne) oraz nie wpływają na poprawę bezpieczeństwa. Ostatnio niektóre miasta, jak chociażby Olsztyn, sekundniki zdemontowały, bo działać mogły one tylko na starych typach sygnalizacji stałoczasowej.
ewelina.s@bialystokonline.pl