"Jutro przed Twoim blokiem powstanie szalet (trudne słowo) publiczny. Osoby potrzebujące z całego miasta będą mogły przyjść i wykorzystać to miejsce zgodnie z jego przeznaczeniem. Wszystkich mieszkańców prosimy o powstrzymanie się od parkowania na placu budowy".
Na dziesięciu mieszkańców bloku tylko dwóch i pół miałoby odwagę zaprotestować. Pozostałe siedem i pół osoby zainteresowałoby się tematem dopiero w momencie, gdy smród tego miejsca zacząłby im przeszkadzać. Niedzielne referendum (trudne słowo) w sprawie MPEC pokazuje, jak nieważne są dla nas rzeczy ważne.
Nie chodzimy na wybory, na referenda, na zebrania wspólnot osiedlowych. Dopiero jak zgubimy klucz od piwnicy albo zepsuje się domofon, zaczynamy aktywnie uczestniczyć w życiu lokalnej społeczności. Jak to się stało, że z ludzi totalnie zaangażowanych staliśmy się istotami gąbczastymi (trudne słowo) – miałkimi, miękkimi, nijakimi. Nie ma nas tam, gdzie nie ma takiego obowiązku.
Owszem, są osoby, które nie poszły na referendum świadomie i dobrowolnie – uznając, że jest to strata czasu i sprawa niegodna tego, żeby przegapić ulubiony serial. Totalny brak szacunku. Referendum nie odbyło się dlatego, że chciał tak jeden czy drugi radny. Odbyło się, bo zebrała się grupa osób, które poparły ten pomysł i było ich na tyle dużo, że sprawa nabrała formy formalnej.
Nie przekonuję, żeby sprzedać czy nie sprzedać jedno czy drugie przedsiębiorstwo. Przekonuję, żeby zacząć żyć społecznie (baaardzo trudne słowo) – wśród ludzi i razem z ludźmi. Zacznijmy żyć świadomie, brać odpowiedzialność za to, co dzieje się na klatce schodowej, przed blokiem, w naszym mieście.
Zamiast czekać aż bezpański pies wejdzie do klatki i nasika na Twoją wycieraczkę, spotkajcie się z mieszkańcami i wstawcie drzwi wejściowe. Zanim ktoś potrąci dziecko, ogrodźcie plac zabaw. Zanim złamiesz nogę na śliskim chodniku – dowiedz się, kto odpowiada za odśnieżanie. Zainteresuj się, nie bądź obojętny na bezpańskie psy i śliskie chodniki. Inaczej ci, którzy zechcą się angażować, zdecydują za Ciebie. I będziesz miał różowe drzwi do klatki, smród toalety publicznej przed domem albo zepsutą windę przez dwa miesiące.
Imprezy miejskie pokazują, że potrafimy doskonale się razem bawić. Na większość imprez przychodzą tłumy, a zapraszane gwiazdy są zachwycone aktywnością białostoczan. Gdybyśmy choć połowę tej energii wykorzystali dla spraw nieco poważniejszych – jak (trudne słowo) referendum – na pewno bylibyśmy jeszcze bardziej zgraną białostocką rodziną.
Zapraszam do udziału w dyskusji na Facebooku!
24@bialystokonline.pl