Oprócz spacerów po białostockich osiedlach staram się korzystać z dobrodziejstw nowoczesności i szukam w sieci wszelkich wzmianek o naszych dzielnicach. Niestety, o ile spacer po Kawaleryjskim uważam za udany, to przechadzka po internetowych alejkach okazała się zupełnie nieskuteczna.
Doszedłem chyba do końca, jednak - jak widać – mieszkańcy osiedla z dobrodziejstw nowoczesności raczej nie korzystają. Jedynie nie grzesząca jakością Wikipedia coś tam o osiedlu Kawaleryjskim wie. A co? Otóż tyle, że na terenie znajdują się trzy szkoły (w tym jedna muzyczna w randze Uniwersytetu), kościół i Sala Królestwa Świadków Jehowy. Tyle wiemy.
Czego więc nie wiemy? Kawaleryjskie zaczyna się i kończy ciekawym akcentem. Po jednej stronie Stadion Miejski – nowoczesność i styl. Po drugiej, nowe blokowisko w ciekawej odsłonie, z fajnymi ludźmi w środku. To ul. Wiadukt. Co jest pomiędzy? Nijakość.
Bardzo byłem zdziwiony, i myślę że mało kto wie, że rynek na Kawaleryjskiej nadal żyje! Setki straganów dalej tętnią życiem. Życiem właścicieli, bo zbytnich tłumów nie zanotowałem. Ale jakby ktoś chciał kupić sweterek czy dżinsy, to śmiało. Nawet gdzieś mi się obiło znajome "wódka, spirt, cigarety…" Ale chyba specjalnie tragedii też nie ma, bo właściciele w szampańskich nastrojach.
Osiedle Kawaleryjskie niepodobne jest do żadnego innego w Białymstoku. W swojej bezwyrazowości jest nieporównywalne. A jednak ta radość. Wśród mieszkańców, tam na rynku, oczywiście na stadionie. Taki mały fenomen. Nie znacie takiego osiedla.
Kawaleryjskie to dla większości białostoczan właśnie rynek i nieciekawe sąsiedztwo obcojęzyczne. A tu taka niespodzianka. Po kątach, po kryjomu, z dala od ludzkich oczu, czai się… radość. Optymizm. Byłem zszokowany tą postawą, bo zupełnie nie pasuje do stereotypu. A jednak – jest. A jednak – żyje. I ma się świetnie. Takie jest Kawaleryjskie, jakiego nie znasz.
Idź – poznaj. Może na mecz, może na spacer, a może po trampki. Choć chyba polecałbym jednak mecz.
24@bialystokonline.pl