Taka sytuacja. Pan Stanisław, od kilku lat skutecznie bezrobotny, regularnie stawia się na spotkania w swoim lokalnym urzędzie. Odstoi swoje w kolejce, dostanie pieczątkę - okazyjnie otrzyma ofertę pracy w charakterze hostessy lub agenta ubezpieczeniowego.
Dzięki swojemu urzędowi pracy Pan Stanisław nie nudzi się. Odbył dwa kursy na wózki widłowe, kurs - podstawy autoprezentacji i pierwsze kroki z edytorem tekstu. W planach ma jeszcze kurs przedsiębiorczości i szydełkowania. Możliwości samorozwoju ewidentnie szersze niż u niejednego młodego managera.
Pewnego dnia Pan Stanisław - trwale bezrobotny - otrzymuje telefon. Miły głos reprezentuje jakąś firmę czy fundację - i zaprasza na szkolenie finansowane z funduszy unijnych. Luksusowy hotel, profesjonalne doradztwo zawodowe, zajęcia z pisania CV, określenie profilu psychologicznego i dopasowanie najbardziej spójnych stanowisk. Sauna gratis.
Pan Stanisław kręci nosem - akurat w tym terminie miał zaplanowany wypad na ryby. Ale po namowach zgadza się. Jednak otrzymana mailem ankieta rozwiewa nadzieje na relaksujący pobyt w drogim hotelu. Szkolenie przeznaczone jest bowiem dla rolników po sześćdziesiątce, którzy planują sprzedać krowy i zatrudnić się jako przedstawiciele handlowi. I nie mogą mieć litery "S" w nazwisku.
Miła pani proponuje więc inne szkolenie - język angielski z elementami jogi. Terminy pasują, wszystkie warunki spełnione - udział gwarantowany. Ach, jakie sielskie życie i wszechstronne możliwości rozwoju! Szkoda, że w tym wszystkim brakuje podstawowej, kluczowej kwestii - pracy!
Wszystkie te szkolenia i kursy są wyłącznie po to, żeby wypełnić czas, uatrakcyjnić życie osoby bezrobotnej. Pięćdziesiąt szkoleń z pisania CV zamiast faktycznego pośrednictwa pracy. Tak wyszkolonych i kompetentnych bezrobotnych nie ma chyba żaden kraj w Europie. Nic dziwnego, że wciąż poszerza się to zacne grono.
Wiem - to nie jest śmieszne. Ale powiedzcie to w urzędach pracy i agencjach doradztwa personalnego, które piszą te wnioski. Innowacyjność, nowe szanse dla osób zagrożonych wykluczeniem, aktywizacja bezrobotnych - piękne hasła, które Unia łyka w całości i śle kasę szerokim strumieniem.
Może trzeba by napisać projekt i dostać kasę na kursy z robienia kursów? Na szkolenia z organizacji szkoleń? Na profesjonalne doradztwo w zakresie doradztwa zawodowego? Bo wychodzi na to, że u nas bezrobotni są bardziej wyszkoleni, niż urzędy i instytucje pośrednictwa pracy.
Na koniec ankieta - kto dostał pracę w urzędzie pracy?
24@bialystokonline.pl