Premiera "Dnia świra" w Nie Teatrze odbyła się w niedzielę (15.05).
Monodram w wykonaniu Michała Wielewieckiego, w reżyserii Zbigniewa Rybki, aż iskrzył od emocji. Oto poznajemy mężczyznę w średnim wieku, pracującego intelektualnie, nauczyciela, absolwenta polonistyki. Widzimy, jak wychyla się spod kołdry, przeklinając pod nosem. Opisuje on swój dzień, a widzowie w pełnym skupieniu, ale i współczuciu podążają za jego opowieścią.
Dowiadujemy się, że jest po rozwodzie, ma nastoletniego syna. Mieszka w małym mieszkaniu, gdzieś na miejskim osiedlu. Wyraźnie znerwicowany, z niezwykłą ostrożnością podchodzący do rzeczywistości, która jest po prostu rozczarowująca. W jego monologu pojawia się postać Elżbiety - pierwszej i prawdziwej miłości.
W końcu, gdy już realia życia go przerastają, wsiada w pociąg i jedzie nad morze. By odpocząć. Bo przecież tylko tego potrzebuje.
"Dzień świra" powstał na podstawie filmu Marka Koterskiego. Jest historią o poczuciu kosmicznej wręcz samotności. O bólu i cierpieniu egzystencjalnym. Pozornie przecież główny bohater ma całkiem znośne życie. Jednak to mylne wrażenie. Pod spodem aż gotuje się od niezrealizowanych ambicji, porzuconych marzeń i w końcu uczucia rozczarowania.
Wielewiecki świetnie poradził sobie z rolą. Spektakl trwa blisko 1,5 godz., jednak ani przez chwilę widz się nie znudzi. Aktor porywa, bawi, jego słowna rozprawa uderza do głowy. Można utożsamić się z postacią "Dnia świra".
Jak żyć? - można zadać pytanie. Jak skrzeczącą rzeczywistość opanować i nie zwariować? Odpowiedź nie jest wcale oczywista. Ale warta poznania.
REPERTUAR Nie Teatru
anna.kulikowska@bialystokonline.pl