Wchodzimy na salę. Panuje tu pewien mrok. Tancerze-aktorzy schowani w foliowych jakby kubikach, przemieszczają się między publicznością. Zaczepiają, chodzą w ślad za widzami. Gdy widownia już zajmuje swoje miejsca, stłumione światło jeszcze bardziej przygasa. Rozbrzmiewa muzyka grana na żywo.
Nie sposób nie mieć skojarzeń, że owe kubiki symbolizują dystans społeczny, w jakim żyliśmy przez ostatnie dwa lata. Każdy i każda z występujących zamknięta w szczelnej otulinie. Po chwili jesteśmy świadkami swego rodzaju "mszy", podczas której czytane są dane zakażeń, a tancerze i tancerki przechodzą test na wirusa. Prowadzący "covidowy duchowny" określa czy ktoś jest negatywny czy pozytywny. Para, która jest zakażona musi na powrót znaleźć się w foliowej przestrzeni.
W spektaklu pojawia się także motyw protestów kobiet przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego, które przetaczały się przez Polskę. Jest krzyk, jest bunt, jest czerwień. W pewnym momencie wykonawcy przenoszą widza w pewnego rodzaju raj, widzimy beztroskę, swobodę, radość.
Tancerze i tancerki także do nas przemawiają, opowiadając o sobie, o swoich marzeniach. Na koniec pojawia się symboliczny cmentarz, do którego składane są ciała. Zapada ciemność, z jednym mocnym snopem światła, w kierunku którego powoli kroczy tancerka...
Choreografię do spektaklu stworzył Yoshiko Waki. Świetnie udało mu się oddać dzięki tancerzom współczesne niepokoje, lęki, realia, w których przyszło nam żyć. Jest to autentyczne, mocne, ale i piękne. Taneczny majstersztyk, pewien misz masz ważnych spraw.
Historia opowiedziana tańcem tak bardzo dotykająca i poruszająca delikatne struny emocji. Jest to niezwykły i fantastyczny efekt wyobraźni, demonicznej rzeczywistości i cielesnej ekspresji.
anna.kulikowska@bialystokonline.pl