- To oczernianie stanu finansów i straszenie mieszkańców zupełnie bezpodstawnie - uważa włodarz Białegostoku Tadeusz Truskolaski. - Stan finansów jest dobry a nawet można powiedzieć, że bardzo dobry - twierdzi.
Tymczasem opozycja mówi o około 800-milionowym długu, a nawet większym, gdy doliczy się kredyty zaciągnięte przez miejskie spółki.
- Na koniec października nominalny dług miasta wynosił 710 mln, natomiast 270 mln mieliśmy w tym samym czasie na lokatach. To znaczy, że realny dług wynosi 440 mln - podlicza Truskolaski. Dodaje, że w 2006 roku dług wynosił 210 mln, czyli teraz wzrósł o 230 mln przy inwestycjach na poziomie 2,5 miliarda (ich niecałe 10% sfinansowano z kredytów czy obligacji).
- Długu nie mierzy się w liczbach bezwzględnych tylko w procentach. Jeżeli podzielimy realny dług przez dochody, to będziemy mieli dług na poziomie 25%, a w 2006 był na poziomie 28%. Dług wzrósł, ale wskaźnik faktycznie zmalał o 3 punkty procentowe - mówi.
Miasto chwali się, że Białystok ma najniższe zadłużenie spośród wszystkich miast Unii Metropolii Polskich. Jest niskie również jeśli będą brane pod uwagę kwoty bezwzględne.
Władze miasta informują, że w tej chwili pieniądze ze sprzedaży MPEC są na lokatach i codziennie z tego tytułu wpływa do kasy 20 tys. zł odsetek. Jednocześnie odsetki z kredytów i obligacji są niższe niż oprocentowanie lokat, dlatego kredyty nie są spłacane.
- Realnie jeszcze na tym troszkę zarabiamy - podsumowuje Truskolaski.
Magistrat chwali się również opiniami instytucji międzynarodowych nt. finansów Białegostoku. Pod koniec lipca agencja Fitch Ratings zmieniła perspektywę naszych ratingów ze "stabilnej" na "pozytywną". Fitch oczekuje jednocześnie, że wyniki operacyjne Białegostoku będą się dalej poprawiać.
ewelina.s@bialystokonline.pl