Prawdopodobny wzrost cen energii dla klientów indywidualnych oraz firm to wiodący temat ostatnich kilkunastu dni. O tym, ile zapłacimy za prąd, dowiemy się zapewne pod koniec roku. Białystok razem z gminami z Białostockiego Obszaru Funkcjonalnego podpisał grupową umowę na zakup prądu, dzięki czemu uda się trochę zaoszczędzić, chociaż i tak trzeba przygotować się na podwyżki w następnych latach.
Ceny odmrożone
Do 31 grudnia obowiązuje tzw. ustawa zamrażająca ceny prądu, dodatkowo sprzedawcy z urzędu, czyli spółki: Tauron, Enea, Energa i PGE, złożyli wnioski o zatwierdzenie taryf na rok 2020 do Prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. Obecnie trwa dialog pomiędzy sprzedawcami prądu a URE, którego finałem będzie ustalenie, czy i ewentualnie ile zmieni się cena prądu w 2020 roku.
Potwierdzone jest bowiem utrzymanie na niższym poziomie akcyzy i opłaty przejściowej. Pierwsza z wymienionych opłat dalej będzie wynosić 5 zł (zamiast 20 zł) za MWh, ta druga kolejny rok będzie niższa o 95%. Cała reszta opłat, które finalnie składają się na nasz rachunek za prąd, zostanie ustalona pomiędzy Prezesem Urzędu Regulacji Energetyki a sprzedawcami prądu oraz Prezesem URE i dystrybutorami energii. Przypomnijmy, że stawki za dystrybucję, czyli transport energii, na obecnym poziomie obowiązują również do końca roku i mogą ulec zmianie.
Wiemy także, że dzisiejsze ceny prądu były zatwierdzane w grudniu 2017 roku. Obowiązywały one w 2018 roku i na mocy wspomnianej tzw. ustawy zamrażającej ceny prądu zostały utrzymane w 2019 roku. Problem polega na tym, że jednym z głównych czynników, które wpływają na określenie wysokości obecnych stawek za 1 kWh prądu dla klientów indywidualnych, jest cena zakupu prądu na Towarowej Giełdzie Energii. Ta pod koniec 2017 wynosiła około 16 gr netto, a obecnie cena na giełdzie energii na rok 2020 wynosi około 26 gr netto. W tym samym czasie koszt zakupu praw do emisji CO2 wzrósł ponad czterokrotnie.
Widzimy, że z rynkowego punktu widzenia utrzymanie cen prądu na tym samym poziomie będzie oznaczać konieczność stworzenia mechanizmu zewnętrznego finansowania, które będzie wyrównywać straty, jakie ponoszą sprzedawcy prądu – mówią analitycy z Optimal Energy, którzy przygotowali raport w rynku energii w Polsce. - Innym wyjściem z tej sytuacji są dalsze obniżenia pozostałych składowych rachunku za prąd, tak aby ewentualny wzrost kosztu zakupu prądu został zrekompensowany niższymi, tzw. kosztami stałymi. Najłatwiej jednak byłoby obniżyć VAT. Obecnie doliczany jest on na standardowym poziomie 23%.
Niby tanio, ale i tak drogo
Trzeba pamiętać, że informacje na temat ceny prądu dotyczą tylko i wyłącznie części związanej z jej sprzedażą, a ta stanowi około 47% całego rachunku. Pozostałem 53% to koszty związane z transportem (dystrybucją) energii. W przestrzeni publicznej te dwa pojęcia są jednak mylone i stosowane często zamiennie. Przewidywania Narodowego Banku Polskiego zakładają wzrost rachunków za prąd na poziomie 8%. Przyjmując, że koszty dystrybucji zostaną utrzymane na tym samym poziomie, to część związana ze sprzedażą energii, czyli nasza cena prądu może być wyższa nawet o 20%.
"Analizując historyczne dane, widać wyraźnie, że od 2012 roku ceny prądu praktycznie nie wzrastają. Warte podkreślenia jest to, że ubiegłoroczne działania rządu związane z wcześniej wspomnianą ustawą zamrażającą ceny prądu oraz obniżeniem akcyzy i opłaty przejściowej spowodowały, że nasze ceny za prąd były o około 6% niższe niż w roku 2018" – czytamy w raporcie.
Przedstawiciele rządu powtarzają, że mamy jedną z najniższych cen prądu w Unii Europejskiej - to prawda. Mniej od nas za prąd płacą tylko mieszkańcy Chorwacji, Malty, Litwy, Węgier i Bułgarii. Jeśli jednak cenę prądu zestawimy ze średnimi zarobkami w danym kraju, okazuje się, że w Polsce za przeciętne wynagrodzenie kupimy prawie najmniej kWh energii elektrycznej.
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl