"I Move You" to projekt Teatru Dramatycznego i firmy Sting Communication, w którym świat taneczny miał przenikać się z aktorskim i w niekonwencjonalny sposób przedstawić trzy niezwykłe miłości. Pomysł ciekawy, trudniejsza realizacja. Wyreżyserowany przez Macieja Zakliczyńskiego (za konsultację artystyczną odpowiadają Agnieszka Korytkowska-Mazur i Iwo Vedral) projekt to widowiskowe taneczne show z fragmentami filmów, wizualizacjami i aktorskimi partiami, które nie jest spójną całością.
Punktem wyjścia są trzy filmy – "Malena" Giuseppe Tornatore, "Nagi instynkt" Paula Verhoevena i "Dracula" Francisa Forda Coppoli. Wybrane z nich sceny zestawiono z taneczną interpretacją emocji bohaterów, nową miłosną wizją, która stanowi próbę przełożenia języka filmowego na język tańca. Tancerze zachwycają umiejętnościami, mieszając różne style, m.in. rock’n’roll, quickstep, rumbę czy tango. I to właśnie taniec jest najmocniejszym elementem całego przedsięwzięcia. Tańczą bowiem mistrzowie znani z telewizyjnego programu "Taniec z gwiazdami" – Paulina Biernat i Stefano Terrazzino, Anna Głogowska i Jan Kliment oraz Janja Lesar i Krzysztof Hulboj. Taneczna interpretacja to jednak za mało, by mówić o spektaklu. Trudno również doszukać się całości, którą tworzyłaby ona z historiami opowiadanymi przez aktorów (na premierze 25 listopada byli to Dorota Radomska i Rafał Olszewski, w kolejnych spektaklach wystąpią inni aktorzy Dramatycznego z nowymi, niepowtarzalnymi historiami).
Motywem przewodnim jest miłość, a ta, wiadomo, ma różne oblicza. Potrafi być delikatna i niewinna, jak w "Malenie" – nastolatek zakochuje się w starszej od siebie kobiecie (płynne ruchy tancerzy, cieliste kostiumy), drapieżna – Michael Douglas wplątany w zmysłową grę z Sharon Stone w "Nagim instynkcie" (w tańcu walka płci – wiele wyuzdanych ruchów, a muzyka jak z nocnego klubu), a nawet silniejsza niż śmierć – zakochany bez pamięci wampir Dracula (kilka odsłon tanga w krwistoczerwonych kostiumach). Jednak z tak odległych historii i tak różnych bohaterów trudno złożyć jedną opowieść.
Zgodnie z zapowiedziami, tancerze mieli również zawalczyć o nowe artystyczne emploi. Nie sądzę, by udało im się zerwać z dotychczasowym wizerunkiem. Zbyt często ma się wrażenie obserwowania telewizyjnego widowiska, przeniesionego jedynie na teatralną scenę. Z kolei aktorskie historie są tylko zasygnalizowane (relacja między ofiarą i porywaczem, miłość homoseksualna). W rezultacie chaotyczna całość – taniec, film, wizualizacje, muzyka, aktorskie kwestie – staje się przeładowana. Najlepiej "I Move You" potraktować jako sceniczny eksperyment z tańcem towarzyskim w roli głównej. Rozczarowanie będzie wówczas mniejsze. A trzy świetne filmy zaaplikować sobie któregoś zimowego wieczoru.
anna.d@bialystokonline.pl