- Szybkie i techniczne odcinki specjalne, mnóstwo kibiców, wspaniała oprawa sprawiła że rajd rzeszowski w trafia na półkę moich najlepszych rajdów. Pierwszy dzień nie należy do moich ulubionych elementów rajdu i dlatego nie udało się uzyskać godnego wyniku. Piątek to już inna bajka. Pierwsza pętla była strasznie szybka i mordercza, nasze tempo miało być równe a okazało się że jechaliśmy bardzo szybko notując wspaniałe czasy i zajmując wysoką pozycję w klasie N. Zawieszenie ustawione przez inżyniera sprawiło że auto współpracowało a przyczepna nawierzchnia podjudzała do szybkiej jazdy. Na tragedię nie trzeba było długo czekać. Już na 6 odcinku po przejściu przez szczyt nasz Lancer złapał pobocze i stracił przyczepność. Prędkość była na tyle duża że nie dało się wyprowadzić EVO i w konsekwencji straciliśmy przednie koło co nie umożliwiło nam dalszą rywalizację. Szansa na osiągnięcie życiowego wyniku prysła jak bańka mydlana. Po głębokiej analizie onboardu stwierdzam że był to ewidentnie mój błąd. Drugiego dnia rajd rozpoczeliśmy w deszczowej aurze. Przespana pętla chwilowa gościna w rowie sprawiły że czasy nie były zadawalające. Na drugą pętlę wyjechaliśmy na złych oponach i walczyliśmy o utrzymanie się na drodze - powiedział Paweł Danilczuk.
cezary.m@bialystokonline.pl