Termin "Blue Monday" oznacza z języka angielskiego smutny, przygnębiający poniedziałek. Wprowadził go w 2004 r. Cliff Arnall – brytyjski psycholog, pracownik Cardiff University wyznaczając datę najgorszego dnia roku za pomocą wzoru matematycznego uwzględniającego czynniki meteorologiczne (krótki dzień i małe nasłonecznienie), psychologiczne (świadomość niedotrzymania postanowień noworocznych) i ekonomiczne (czas, który upłynął od Bożego Narodzenia powoduje, że kończą się terminy płatności kredytów związanych z zakupami świątecznymi). Jeśli pod uwagę weźmiemy te wszystkie czynniki, to rzeczywiście o tej porze ludzie mogą czuć się przygnębieni.
Jednak podchodząc do tematu bliżej okazuje się, że ustalenie daty, która określałaby najbardziej depresyjny dzień dla wszystkich osób mieszkających w różnych częściach świata jest nierealne, a Blue Monday nie ma żadnych naukowych podstaw. Za to hasło "Blue Monday" jest często używane jako chwyt marketingowy, na którym promuje się wiele firm, przedsiębiorców m.in. zachęcając do zakupów lub wizyty w restauracji czy kawiarni, by umilić sobie ten dzień.
Dla niektórych Blue Monday jest to również czas słabszej efektywności w pracy. Dodatkowo w wielu przypadkach, pandemia i przeniesienie pracy z biura do domu sprawiło, że pracownikom zaczęło brakować bezpośrednich kontaktów ze współpracownikami czy spotkań przy kawie. Brak kontaktu pracowników utrudnia integrację zespołów, a także wpływa negatywnie na ich samopoczucie, a to z kolei może odbić się na jakości pracy zwłaszcza w okresie zimowym.
Blue Monday ma także swoje plusy, ponieważ coraz więcej osób stara się wykorzystać to zjawisko do nagłaśniania problemów zdrowia psychicznego.
malwina.witkowska@bialystokonline.pl