Raz na jakiś czas pojawia się w podlaskich mediach wyścig po różnego rodzaju tytuły. Można zostać biznesmenem roku albo najbardziej popularnym społecznikiem, lekarzem, nauczycielem, archeologiem, rolnikiem, szewcem czy też kominiarzem. Plebiscyty odbywają się w popularnej formie grubo płatnych SMS-ów, a zaszczytne miejsca zajmują ci, którzy tych SMS-ów wyślą na siebie najwięcej.
Ergo – najbardziej popularnym celebrytą wśród nauczycieli albo samorządowców będzie de facto ten, kto namówi największą ilość znajomych, żeby za to zapłacili. Proste? Proste. Jeżeli chcesz być w elicie najbardziej rozpoznawalnych osobowości w Białymstoku, wystarczy że wraz ze swoją paczką zapłacicie za to więcej niż konkurent w danej kategorii.
Statystyki mówią, że wystarczy około 1500 do 1800 głosów, aby uzyskać tytuł. Wziąwszy pod uwagę cenę jednego SMS-a Premium, niezbędnego, by wziąć udział w głosowaniu, statuetkę podlaskiego celebryty można nabyć już od 5490 zł. Także tego...
Z drugiej strony:
Pomówienia, złe języki. W każdym konkursie ktoś musi wygrać – i ktoś musi też przegrać. I jakoś na etapie nominacji do tytułów celebryckich żadna z osobowości nie podnosi argumentu jawnej niesprawiedliwości głosowania. Krytykują ci, którzy przegrali – albo ci, którzy w ogóle nie zostali zauważeni.
A przyznacie, że warto znać tych, którzy lokalnie działają prężnie – czy to w biznesie, czy to w działalności społecznej. Warto docenić wysiłki tych, co na co dzień z pasją oddają się swoim obowiązkom. Fajne to, że ich mamy tu – lokalnie. Tych celebrytów, znaczy.
Nawet z praktycznego punktu widzenia. W razie przypadkowego spotkania w sklepie czy restauracji – żeby wiedzieć, że to ktoś ważny. Żeby jakiś autograf wziąć, zdjęcie zrobić. W końcu, jeżeli na tytuł poszło tyle (kasy) SMS-ów, to warto sam ten wysiłek docenić. Zauważajmy więc podlaskich celebrytów – nie każdego dziś stać, by nim być.
24@bialystokonline.pl