Minął lipiec, już krótsze dni i chłodniejsze noce. Liście nieśmiało szykują się do żółknięcia i opadania, zaraz jesień. Półmetek wakacji za nami – czyli z górki. Powroty z urlopów, kolonii, pod galeriami coraz tłoczniej, bo zeszyty i ołówki w promocji. No i się powoli zaczyna.
Kiedy miasto zwalnia, włącza się u nas – kierowców – agresor. Bo my się spieszymy. Białystok co prawda nie daje za dużego pola do popisu agresywnym kierowcom, bo komunikacyjnie nie jest źle, ale driver-malkontent znajdzie swoją niszę. Na przykład właśnie w pobliżu galerii czy szkół czy zwyczajnie na światłach. "Jedź! Bardziej zielone nie będzie!". "Jak baba – wjedzie na lewy pas i sunie osiemdziesiąt!".
Niewybredne komentarze w postaci skumulowanych paczek wulgaryzmów podsumowanych środkowym palcem, którego nie nazwiemy serdecznym, to ostatnio norma na drodze. Ewolucja relacji między kierowcami idzie w kierunku bardziej bezpośredniego kontaktu. Coraz śmielej wysiadamy z aut i twarzą w twarz wyznajemy sobie, jak bardzo cenimy wzajemne umiejętności.
Niemieccy socjologowie i amerykańscy naukowcy piszą rozprawy o tym, jak polski kierowca potrafi traktować swojego ziomka, który zajedzie mu drogę. Znamy wychowawców, wyznających zasadę "jak Kuba Bogu…", i takich, co tylko w przelocie pokażą ci "faka", a dym przepalonego diesla powie ci, że za horyzontem znikli właśnie "szybcy i wściekli". A to przecież tylko wierzchołek góry lodowej.
Z drugiej strony:
Ja sam do cierpliwych nie należę. Doskonale rozumiem tych, co wymiękają, jak trzeba stać kolejną zmianę świateł, bo ktoś się zagapił. Nie cierpię luzaków prujących pięćdziesiątką lewym pasem. A już najbardziej rozwala mnie, jak zapali się strzałka w prawo a ci stoją…
Wszyscy się spieszymy i stres, jaki buduje życie, nie pomaga. Ale ten stres jednych mobilizuje a innych otumania. I to jest problem. Ci zmobilizowani chcą zdążać mimo korków, żyć normalnie mimo tego, że jest nas coraz więcej kierowców. I aut. W różnym stanie i z różnym temperamentem. I mimo tego, że pogoda też różna. I w śnieg i w deszcz – chcemy zdążać.
Mnie się wydaje, że niektórzy po prostu za bardzo do serca wzięli sobie zasadę: dostosuj styl jazdy do otaczających warunków i własnych umiejętności. Więcej wiary w siebie – ludzie! Może nie unikniemy korków, ale będzie łatwiej się z nich wygrzebać. I nie dajmy się zwieść tej błogości i pustym ulicom. Już za dwa-trzy tygodnie znów będą nas miliony. Przy galeriach, przy szkołach.
A "szybcy i wściekli" zacierają ręce i szykują środkowe palce.
24@bialystokonline.pl