Od czwartku setki ludzi koczują w namiotach przed galeriami handlowymi. Nad parkingami unosi się smog od silników grzejących niecierpliwych konsumentów albo para od gorącej herbaty, bez której nie uda się przetrwać do otwarcia. Nie, no jasne, że to nie u nas. Black Friday nie cały dojechał na Podlasie.
Do Białegostoku przyjechały nowe cenówki, piękne plakaty i super reklamy. Nie dotarły niestety nowe ceny. Gdzieś po drodze, pewnie w Warszawie, zostały promocje, o których można przeczytać i usłyszeć. Od kilku dni cały internet i lokalne media trąbią o mega okazjach, super ofertach, wyjątkowych przecenach, totalnych wyprzedażach. Friday minął – czy komuś udało się kupić coś okazyjnie?
Może my tu w Polsce B czegoś nie zrozumieliśmy? Może to miało być jakoś inaczej? Może to tylko tak symbolicznie – jak w Halloween – że się tylko udaje wampiry i inne straszydła, a krew jest tylko namalowana? Te wszystkie fantastyczne obniżki to ściema???
A nieopodal, zaledwie półtorej godziny drogi szybkim samochodem, jest Warszawa. I tam Friday był naprawdę! Można było kupić rzeczy połowę taniej, można było skorzystać z promocji. Pewnie niektórzy oszukiwali obniżając zawyżone dzień wcześniej ceny – takie to polskie. Ale jak ktoś dobrze poszukał, to trafił na ekstra bonusy albo inne profity, jakie niesie ten jeden dzień w roku.
Zachodni świat świętował. Większość Polski też. Białystok – niespecjalnie. Niektórzy próbowali udawać "Black cośtam", a niektórzy nawet nie próbowali nic udawać. Może jesteśmy już na takim etapie i poziomie zamożności, że nie robi nam specjalnie różnicy te parę stówek na pralce czy telewizorze? A może jesteśmy w tej klasie społecznej, której nie stać na sweterek czy zegarek nawet za pół ceny? Robiliście w weekend jakieś zakupy? Jak to w końcu jest z tym czarnym dniem?
Z drugiej strony:
Tu nie ma drugiej strony. Ściema i tyle...
24@bialystokonline.pl