Obserwując kulinarne oferty nadchodzącego święta smaku w Białymstoku, można odnieść wrażenie, że staliśmy się prawdziwymi znawcami dobrej kuchni. Im bardziej odjechana jest kompozycja, tym większe zainteresowanie. W wielu lokalach stoliki już dziś są niedostępne, mimo że trzeba nieźle zapłacić za degustację czegoś, czego nazwa kompletnie nic nam nie mówi.
Mogłoby się wydawać, że do nas – wychowanych na schabowym i plackach ziemniaczanych – nie dotrze propozycja złożona z duszonej rzodkwi japońskiej czy glazurowanego buraka w towarzystwie wędzonego szpiku wołowego, otulonego pierzynką z karmelizowanych batatów. A jednak, wchodzimy w to. Nasze żołądki szybko przestawiły się z kartofla na foie gras, z bigosu na pesto.
Czy to na pewno już nasze nowe menu, czy tylko moda, która zaraz przeminie? Czy pochylając się nad confitem z kaczki w sosie z pleśniowego niebieskiego sera, zamykasz oczy, wyobrażając sobie mielonego kotleta? Zmieniają się nasze gusta – czy oszukujemy się i na siłę chcemy być tacy światowi? Chyba to drugie...
Z drugiej strony:
Czasy schabowego z ziemniakami nie minęły – doskonałym przykładem na to są pękające w szwach bary w Białymstoku. Zajadamy się domowym jedzeniem, ale zobaczcie, że restauracje podające bardziej wyrafinowane kompozycje, też pękają w szwach. Lubimy dobrze zjeść, co nie musi oznaczać talerza pełnego kartofli.
Skoro jest taka okazja, żeby popróbować nietypowych połączeń i zasmakować czegoś nowego, korzystamy – i to bardzo chętnie. Do dobrego lokalu ciężko jest w Białymstoku wbić się bez rezerwacji z wyprzedzeniem. To chyba o czymś świadczy.
"Po podlasku" powoli przestaje oznaczać tylko kartacze i babkę ziemniaczaną. Kotleta zastępuje stek, jajecznicę – szakszuka. Wchodzimy w inny kulinarny wymiar, czy staramy się nieudolnie nadążyć za resztą świata, która poszukuje na talerzu czegoś ekstra? Chyba to pierwsze...
Prezentowane w felietonie treści i poglądy należą do autora, nie są oficjalnym stanowiskiem Redakcji.
24@bialystokonline.pl