Wielu myśli, że jesteśmy nadal Polską B – bo żyjemy na skraju świata, nie mamy metra ani lotniska, w genach mamy uśmiech i życzliwość – w odróżnieniu od bezwzględnego zachodniego korpo-narodu goniącego całe życie własny ogon. Tymczasem państwo bezlitośnie przenosi nas całkowicie online. Ledwie zaprzyjaźniliśmy się z hasłem e-PIT, a już w kolejce stoją kolejne nowoczesne rozwiązania. E-dowód, e-dziecko, e-szkoła, ee...
Za rok, dwa, bez dostępu do komputera i szerokopasmowego, szybkiego, światłowodowego superprofesjonalnego łącza, nawet zakupów nie zrobisz. Lodówka wyśle MMS-a do Biedronki, gdzie sztab informatyków spakuje e-bułkę do formatu "zip" i prześle e-mailem na Twój adres poczty elektronicznej, gotową do wydruku 3D. Zamiast podręczników w szkole, potrzebna będzie aplikacja mobilna – tylko czy 300 plus wystarczy na nowy tablet?
Dowody tożsamości, rejestracja auta, nawet wniosek o świadczenia socjalne dla najuboższych w wersji online – wyobraźcie sobie żula, który zgłasza się po zasiłek, zakładając profil zaufany i podpisując elektroniczne wnioski podpisem kwalifikowanym. Tak będzie, już za rok, za dwa...
Z drugiej strony:
Łatwo jest snuć wesołe marzenia o nowoczesności, ale ten, kto zaprasza wszystkich obowiązkowo do przejścia w tryb e-życie, chyba nie był nigdy w Wołkuszach za Sokółką ani w Kiślakach pod Tykocinem. Konia z rzędem temu odważnemu, który powie tym ludziom, żeby zalogowali się do ePUAP i sprawdzili swój roczny PIT. Nie mówiąc o nowym dowodzie osobistym czy zamówieniu faktury elektronicznej za świadczenie usług telekomunikacyjnych.
No i niech ktoś spróbuje załatwić coś online w Czeremsze czy Nurcu. Być może chęci ustawodawcy były dobre. Zapewne chodziło o odciążenie pracujących w pocie czoła Pań i Panów w urzędach, żeby mieli czas na sprawy naprawdę ważne, w których obywatel ewidentnie przeszkadza. Ale to chyba jeszcze dla nas jednak za wcześnie na takie rewolucje.
Także u nas jeszcze długo nie. Nie przyjmie się tryb "e-życie". I bardzo dobrze.
24@bialystokonline.pl