Przed nami kolejny białostocki "fashion week", czyli: "Patrz, jak ona się na cmentarz odstawiła, jak można się tak ze swoim luksusem nad grobami obnosić". Przy tej okazji owiany aurą tabu temat umierania jednak powraca i czasem przychodzą do głowy różne pytania. Czy mam oddać organy, czy chcę, żeby mnie skremowano, a jeżeli tak to czy chciałbym, żeby urna z prochami stała w salonie. Tak wiele pytań, a żadnych odpowiedzi.
Mijając kolejne groby, często opuszczone i zarośnięte, o których nikt nie pamięta, poważnie zastanawiam się nad sensem zajmowania półtora metra kwadratowego cmentarnej ziemi. Może wygodniej byłoby "w proch się obrócić" – w przenośni i dosłownie? Psychicznie łatwiejsze i mentalnie lepiej przyswajalne dla najbliższych jest poddanie się procesowi kremacji. I nie ma co zgrywać ciemnogród. Z odpowiednią powagą każde rozwiązanie jest w porządku.
W wielu miejscach na świecie rodzina może nawet taką urnę zatrzymać. Postawić nad kominkiem, mieć zawsze przy sobie. Zachować bliskość, pomimo fizycznej rozłąki. Dla tych, co nie wierzą w reinkarnację, to jedyna szansa na kontakt i myślę, że jest w tym coś pozytywnego.
Nie jest tak?
Z drugiej strony:
Podlasie słynie nie tylko z tego, że jest najlepszym miejscem do życia. Jesteśmy też najbardziej przywiązani do zmarłych. Pielęgnujemy groby – czasem nawet przesadnie, ale znicz w kształcie choinki z melodyjką z gwiezdnych wojen wcale nie jest oznaką lekceważenia. Przeciwnie – to miłość do najbliższych, którzy odeszli, każe nam dbać o miejsca pochówku najlepiej, jak potrafimy. Dla jednego to będzie czystość i estetyka, dla drugiego migająca lampka–zajączek. Nie oceniajmy.
Tu, na Podlasiu, nauczeni też jesteśmy szacunku do zmarłych. Ciężko nam przychodzi rozmawianie o organach, które można przekazać innym. Ciężko się myśli o najbliższym, którego doczesne szczątki musimy pochować, nie mówiąc o decyzjach typu: kremacja. Szacunek nakazuje nam postępowanie zgodne z tradycją – wielowiekową, uroczystą, pełną głębokiej zadumy.
A stawianie sobie urny dziadka na komodzie, obok doniczki czy zdjęcia z wakacji, jest zwyczajnie niestosowne.
My, Ciemnogrodzianie, być może zgadzamy się na przyswajanie wspaniałych zdobyczy cywilizowanego świata, ale niektórych po prostu przyjmować nie przystoi. Niech sobie Brajanek z Andżeliką idą przebrani za kościotrupy w Halloween. Niech w przedszkolu drążą dynię i wsadzają do środka świeczkę. Ale w Dzień Zaduszny pójdziemy z normalnym, tradycyjnym zniczem nad zwykły nagrobek i wspomnimy tych, co odeszli. Zgodnie z naszym, polskim zwyczajem.
Nie jest tak?
24@bialystokonline.pl