Najpierw lewe oko... nie, najpierw wymacać komórkę i wyłączyć budzik. No to lewe oko. Potem prawe. Na autopilocie pierwsze czynności – czajnik, łazienka, czajnik, szafa, czajnik, kawa, kawa, kawa... Prawda, że poniedziałkowy ranek trwa zawsze dłużej?
W poniedziałek pracę powinniśmy zaczynać najwcześniej o 12.00. To nieludzkie po dwóch pięknych wolnych dniach zrywać się skoro świt. To jak zmiana klimatu, jak zmiana stref czasowych podczas podróży. W poniedziałek statystycznie budzimy się dopiero jakieś dwie, trzy godziny od wstania z łóżka. Niezależnie od tego, czy aktualnie jesteśmy w pracy, na basenie czy w autobusie.
Zdecydowana większość ludzi nie cierpi poniedziałku. Właśnie dlatego – poniedziałek jest taką drażliwą młodszą siostrą, wiertarką sąsiada o szóstej rano. Jest jak tupanie mrówek, kiedy masz kaca. Nieznośny, ale nie do uniknięcia. Dlatego dobry Pan Bóg wymyślił kawę. I inne energetyki. Żeby nam wynagrodzić szatański wymysł pierwszego dnia tygodnia.
Kawyyy!
Z drugiej strony:
Wysublimowany stereotyp i duża przesada. Mit o nielubieniu poniedziałku wymyślili leniwi kowboje wypasający swe bydło na preriach Teksasu, żeby móc dłużej leżeć na słomie i popijać whiskey. Dla przeciętnego białostoczanina czas płynie całkiem wolno przez cały tydzień i wcale nie odczuwamy aż takiego dysonansu wkraczając w nowy tydzień pracy.
Poniedziałek to taki piątek, tylko trochę wcześniej. Wcale nie jest jakiś straszniejszy, chyba że niedziela była dosyć imprezowa – ale równie dobrze po imprezowym wtorku możemy nie lubić środy. Co mają powiedzieć ci, którzy pracują w weekendy i dla nich w ogóle niezauważalny jest podział tygodnia na piąteczek, piątunio i okrutny poniedziałek?
Także wszystkie cieniasy (mówię tu też o sobie), weźmy się w garść i w kolejny tydzień wejdźmy odważnie i wesoło, nie narzekając na poniedziałkowy dół. Oczywiście z kawą w garści, bo bez tego odwaga jakaś mniejsza, a i kondycji może nie wystarczyć.
Dobrego poniedziałku!
24@bialystokonline.pl