Nikt na świecie. Ani Hiszpanie, ani Turcy, ani ziomale Czesi, nie szaleją za wielkim facetem w czerwonych ciuchach tak bardzo jak my. Owszem, znają człowieka, w końcu im też przynosi prezenty. Jednak w rankingach popularności ląduje gdzieś między średniej klasy politykiem a blogerką modową.
A Białystok szaleje. Dosłownie. Niedzielne spotkanie z gościem o karkołomnym imieniu Joulupukki (jakby nie mógł się nazywać Roman) dla wielu było walką o przetrwanie. Mylił się ten, kto myślał, że można ot tak po prostu wejść pod scenę, zobaczyć i usłyszeć Świętego, zaśpiewać kolędę i na luzie wrócić do spacerowania, do auta czy do jakiejś knajpki na herbatkę.
Doskonale rozumiem, jak w kilka minut w Hiszpanii tłum mógł zadeptać kilkaset osób. Widziałem to wczoraj na własne oczy. W rytm kolęd, tuż obok pięknej iluminacji, tuż pod nosem Mikołaja - który przecież ciągle patrzy czy jesteśmy grzeczni i notuje, komu rózga a komu ekspres do kawy.
Szczęśliwy tłum nie patrzył, czy obok idzie małe dziecko, czy kobieta prowadzi wózek. Mógłbym podnieść nogi do góry i w kilka sekund znalazłbym się pod fontanną. Na szczęście obyło się bez ofiar - tym razem.
Nieładnie, białostoczanie. Nieładnie, samoluby. Oj, nieładnie.
Z drugiej strony:
Trzeba mieć jakichś idoli. Nie ma w okresie przedświątecznym weselszej imprezy jak spotkanie z kolesiem, który rozdaje prezenty. Można upewnić się, że istnieje, że pamięta, można dzieciakom pokazać. Jakoś tak cieplej się robi na sercu, że nie zostajemy sami z całą masą listów do Świętego Mikołaja, jaką produkują nasze pociechy już od października.
Genialnie, że akurat w Białymstoku pojawia się ten jeden, nazywany prawdziwym, bo aż z dalekiej Północy. Może trochę niedopracowana ta wizyta, może kanciasto wyszło z ewakuacją ludzi spod sceny.
Ale co z tego? Ile miast ma tak śliczne lampy jak my na Lipowej? Ile dzieci w Polsce może usłyszeć na żywo "Pozdrawiam!" od gościa z Laponii? Ile chorych dzieci w Polsce może dotknąć, zobaczyć, pogadać z prawdziwym facetem z reklamy CocaColi? A nasze dzieciaki miały taką możliwość. I to dokładnie w Mikołajki.
Cieszmy się zamiast narzekać. Tyle. No, może jeszcze tylko: ho ho ho!
24@bialystokonline.pl