Całą Polskę otoczyła ostatnio rewolucyjna wiadomość o digitalizacji legitymacji szkolnych. Zamiast papierowego dokumentu, uczniowie dostaną ponoć karty z chipem – by można było zakodować elektronicznie wszystkie ważne informacje o nich. Znak czasu – powiedziałby ktoś. Po co nosić delikatne papierowe coś, jeżeli można kawałek plastiku. W razie kontroli w autobusie lub na lodowisku, e-legitymacja sprawdzi się równie dobrze.
Ale przy okazji tego wydarzenia, ktoś błyskotliwie zauważył pewnego rodzaju kuriozum sytuacji. W kraju, w którym istnieje zapisany w przepisach prawa obowiązek szkolny, jakakolwiek konieczność udowadniania faktu bycia uczniem jest co najmniej śmieszna. Zwłaszcza w przypadku dzieci, które muszą udowodnić, że są w wieku szkolnym. Pierwszo, drugo i trzecioklasiści, mają obowiązek chodzenia do szkoły – ale i tak muszą, kupując bilet miesięczny, przekonać panią w kiosku, że nie uchylają się od ustawowych swoich powinności. Kartą chipową zamiast papierem – ale jednak…
Z drugiej strony:
Mundurki, legitymacje, plecaki, karty rowerowe, książeczki SKO, to pewnego rodzaju symbol czasów, które niesłusznie są odsuwane w niebyt. Wszystko skasujmy, niech nie będzie niczego. Przecież to właśnie jednolite ubrania w szkołach były esencją pewnego rodzaju porządku. Legitymacja szkolna też – to był dokument, konkretny papier, pierwsze formalne potwierdzenie, że człowiek wstępuje w szeregi tej skomplikowanej cywilizacyjnej machiny, w której będzie uczestnikiem tak zwanego wyścigu szczurów aż po krańce emerytury. To było fajne. Po co pozbawiać dzieci symboli?
Poza wszystkim, legitymacja to nie tylko potwierdzenie tożsamości ucznia. Ona jest potrzebna nie tylko urzędom czy kontrolerom w pociągu. Jest dla samych uczniów realizacją słynnego polskiego "mam na to papier", zaproszeniem do świata, w którym rządzą przecież dokumenty właśnie. I choć ta digitalizacja wkrada się w różne dziedziny życia (dowód osobisty i prawo jazdy też mają być ponoć w elektronicznej formie aplikacji na smartfony), tradycyjna formuła pozostanie z pewnością w legendach i podaniach, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Wielu twierdzi, że ten elektroniczny świat i tak w końcu pierdyknie – i wrócimy do tradycyjnych metod ołówka i papieru…
24@bialystokonline.pl