Dziś, dla odmiany, tekst miał być lekki i przyjemny. Tymczasem dla wielu mieszkańców Białegostoku świat się w ubiegłym tygodniu nagle zatrzymał. Wydarzyło się coś nieoczekiwanego. Coś, czego się nikt na świecie nie spodziewał. Ale nie uprzedzajmy faktów.
W środowy pochmurny poranek nic nie wskazywało na tak sensacyjny przebieg dalszych wypadków. Najpierw nastąpiły problemy z logowaniem na facebookowe konta. Niestabilność działania aplikacji odczuwały z każdą chwilą coraz większe rzesze użytkowników. Z czasem dołączyły kłopoty z Messengerem, a kiedy Instagram także odmówił posłuszeństwa, stało się jasne, że mamy do czynienia z poważnym kryzysem.
Facebook zareagował z dużym opóźnieniem, informując na Twitterze (?!?) że problem jest rozwiązywany. I rzeczywiście, w czwartek odczuwalna była już poprawa stabilności systemu, a wczoraj wieczorem poinformowano o całkowitym przywróceniu Facebooka. Dziesiątki tysięcy białostockich internautów odetchnęło z ulgą. Kilka dni bez mediów społecznościowych, bez lajków, szerów, hasztagów musiało nieźle namieszać w poukładanym życiu. Ktoś mądry celnie zauważył, że jeżeli kiedyś czeka nas wojna – to największe straty spowoduje odłączenie nas od internetu...
Z drugiej strony:
Choć trudno w to uwierzyć, są w Białymstoku ludzie, którzy nie słyszeli nigdy o awarii Facebooka. Ani o utraconych postach, zagubionych hasztagach czy niedoszłych lajkach. Nie wiedzą, że właśnie skończył się jakiś e-kryzys ani nawet, że jakiś w ogóle był. Nie przeżyli chwil grozy z powodu utraty dostępu do swoich znajomych – bo znajomych mają w realu. Jest taki świat. I są tacy ludzie. Naprawdę.
Ale to nie wszystko. Jest jeszcze gorzej. Są tacy, którzy korzystają z mediów społecznościowych, mają pozakładane konta i masę znajomych – ale ich życie nie zawaliło się przez chwilowy brak dostępu. Nie przerazili się dramatycznym komunikatem #FacebookDown.
Nie wszystkich kręci wrzucanie wszystkiego jak leci do sieci, nie wszyscy na szczęście żyją z nosem w komórce i nie każdy z powodu braku internetu rozpoczyna żałobę. Fajnie jest nie myśleć przez cały czas o swojej wirtualnej rzeczywistości. Spróbuj. Warto!
Prezentowane w felietonie treści i poglądy należą do autora, nie są oficjalnym stanowiskiem Redakcji.
24@bialystokonline.pl