Mam wrażenie ostatnio, że Białystok zamienił się w jeden wielki ośrodek opieki nad bezdomnymi... zwierzętami. Ciągle jakieś akcje adopcyjne, poszukiwania dobrej rodziny zastępczej dla jednej czy drugiej suni. Za wszelką cenę chcemy przychylić nieba tym psiakom, które nie miały tyle szczęścia co inne i nie udało im się w życiu. Wyrównanie szans i bezpieczny dom "for all" to mega szczytny cel. Tylko czy na pewno nie ma szczytniejszych?
To bardzo miłe, gdy ktoś angażuje się bezinteresownie w cokolwiek. A już dla dobra istot żywych – jeszcze bardziej. Zastanawia tylko skala tej dobroduszności w zestawieniu z zupełną ciszą na temat na przykład bezdomnych ludzi – których jakoś nikt w tak spektakularny sposób nie ratuje przed trudnymi warunkami i nie organizuje wolontariackich akcji zapraszania ich na przykład na dobry obiad do restauracji. Choćby raz w tygodniu. Nie mówiąc o organizowaniu po prostu domu, którego nie mają.
Zawsze gdy ktoś pochyla się nad losem zwierzaków poszkodowanych przez los, a zwłaszcza jeśli robi się wokół tego taki szum jak u nas, widzę Panią i Pana przed Lidlem albo faceta z Rynku Kościuszki, którzy spotykają codziennie kilkuset wolontariuszy ze schroniska na pewno. Ciekaw jestem, czy swoją siłę, energię i środki finansowe przeznaczają na odnalezienie im wspaniałej przystani wiecznego spokoju i dobrego życia jak jest w przypadku zwierzaków.
Z drugiej strony:
Każdy, kto ma jakieś pojęcie o różnicy między ludźmi a zwierzętami wie, że człowiek miewa umiejętności zwierzętom niedostępne. Na przykład potrafi sobie kanapkę zrobić, jednocześnie sprawdzając Facebook w komórce. Wdzieliście kiedyś, żeby robił tak kot czy chomik? No nie. Czyli mamy pewną przewagę manualną, a bywa że także intelektualną, nad światem roślin i zwierząt. Choć wielu w to wątpi, szczególnie po seansie choćby jednego odcinka Ukrytej Prawdy.
Pies, trafiając do schroniska, już ma szczęście, że nie błąka się na pastwę losu. Pies nie poprosi o kanapkę czy miskę zupy. Ta niezdolność do upomnienia się o własny los jest właśnie dla wielu impulsem do pomagania. Stąd właśnie w Białymstoku taki ruch wokół pupili, którym ludzie chcą wynagrodzić ubytki związane z niesprawiedliwością społeczną. I chyba nie ma co się dopatrywać trzeciego i czwartego dna, i wytykać wolontariuszom, że wybrali sobie zwierzęta zamiast ludzi do pomocy. Bo zejdziemy zaraz na poziom głodu na świecie i braku leków w południowej Tanzanii.
Polecam więc pomoc w ogóle. Czy to schronisko dla bezdomnych, czy sierociniec dla psów – dobry uczynek jeszcze nikogo nie zabił. Przynajmniej nie słyszałem, żeby tak było. Weź psa na spacer, odwiedź te zwierzaki, które nie miały tyle szczęścia, żeby urodzić się z rodowodem i certyfikatem historii championów. A bezdomnego po prostu zabierz na dobry obiad.
24@bialystokonline.pl