Stało się tradycją, że pan majster korzysta z usług robotnic, które w obawie o kawałek chleba, milczą i spełniają zlecenia niewymienione w regulaminie pracy. W obecnych, kryzysowych czasach stosunki te uległy pogorszeniu. Pan majster jest królem życia i śmierci. Rodzą więc tutejsze robotnice bękarty... oddają ciało za pracę... żyć przecież trzeba - pisały gazety.
Oto obrazek białostocki, niewątpliwie nieodosobniony w fabryce Gorfajna, przy ul. Jurowieckiej, pracowała pewna robotnica, mężatka. Majster fabryki niejednokrotnie czynił jej propozycje, na które otrzymywał odpowiedź odmowną. Wziął więc ją na inny sposób kazał sobie prać ubranie, a następnie posłał ją do sprzątania u siebie mieszkania. Bo u pana majstra sprzątały te robotnice, które on raczył wybrać do tej zaszczytnej funkcji. Niestety, nasza mężatka odmówiła tego wspaniałego zajęcia i przy uruchomieniu rannej zmiany w fabryce, majster nie przyjął jej do pracy, mówiąc: Ty już nie nadajesz się. Bo pan majster był nieprzyzwyczajony do tak bezczelnych protestów robotnic...
24@bialystokonline.pl