Czasem też rozmigotane bywały błyskami noży. Tam w zaułkach załatwiało się wszelkie porachunki mętów społecznych i przestępców, likwidowało się ich spory, płaciło za zdrady i za miłość. Mrok nocy krył wszystko. Dopiero blask ranny odsłaniał od czasu do czasu ofiary dramatów, rozegranych w pełnych grozy godzinach nocy. Takie porachunki opisywała w latach 30. XX wieku białostocka prasa. Tutejsza ferajna płaciła za zdradę i wierność. Gdy członkowie byli na robocie, kamrat zabrał sobie część łupów, wydał policji towarzyszy, nie okazując solidarności. Trybunał złodziejski nie chciał znać ani żadnych adwokatów - obrońców, ani żadnych łagodzących okoliczności. Prawo podziemnego światka Białegostoku było bardzo surowe.
- Zdradził? Trudno! Za zdradę trzeba płacić!... Płaciło się błyskiem sztyletu lub strzałem pistoletu. Wyrok kryły nocne mroku białostockiego zaułka. W zakamarkach ulic równie krwawo walczono o zdobycie władzy, bycie hersztem bandy. Skrupułów rywale nie znali.
24@bialystokonline.pl