Spośród całego szeregu białostockich obłąkańców i maniaków, których nie brakowało w grodzie nad Białą, Grodzieński był typem najbardziej interesującym. Przed I wojną był on dość zamożnym fabrykantem mebli przy ulicy Mostowej, gdzie posiadał własny domek. Długoletnią pracą i oszczędnością zdołał zabrać mały kapitalik, który przeznaczył na posag dla swoich córek. W roku 1910 Grodzieński, który był bardzo bogobojnym Żydem, zmartwił się ogromnie, widząc, że rozpoczęta w naszym mieście budowa wielkiej synagogi została z braku funduszy wstrzymana. Grodzieński zdecydował się, iż sam musi dopomóc w jej ukończeniu. W tym celu podjął z rosyjskiego banku państwowego złożone tam oszczędności i sam wraz z robotnikami i rzemieślnikami przystąpił do kontynuowania prac nad budową, opłacając wszystkie wydatki.
Postradanie zmysłów
Niestety suma uciułana przez Grodzieńskiego w ciągu długoletniej pracy nie wystarczyła na tak ogromne dzieło, jak budowa synagogi. Po pewnym czasie komitet budowy odsunął go od współpracy - Grodzieński poczuł się bardzo urażony. W poszukiwaniu sprawiedliwości udał się do prasy i zaczął wypisywać w miejscowych pismach skargi na członków gminy żydowskiej, którzy usunęli go od budowy.
Urok własnego nazwiska, wydrukowanego w pismach, podziałał na Grodzieńskiego, o którym wcześniej nikt nie wiedział, i przyprawił go o pomieszanie zmysłów. Owładnęła nim mania wielkości. Gdy naczelnikiem niemieckiego okupacyjnego zarządu powiatowego został książę August Wilhelm, nasz Grodzieński udał się do niego na audiencję i zażądał, by uznano go królem żydowskim i zabezpieczono mu władzę nad Żydami całego świata...
24@bialystokonline.pl