Zaczęło się od zwykłego koleżeńskiego żartu. Do śpiącego przy stoliku p. Wolańskiego podszedł jego przyjaciel, pan Szawel i dał mu prztyczka w nos. Pan Wolański poruszył się niespokojnie, przetarł z przykrym zdziwieniem oczy i rzekł:
- Takiego głupiego żartu ci się zachciewa, kolego!
- Pan jest od konsumpcji chałwy i piwa, a nie od spania! - odparł pan Szawel.
Wolańskiego aż zerwało z miejsca.
- Wypraszam sobie takie żarty! Za sportowca się mam, za zdolnego boksera, zrozumiano?!
- Proszę godnego przeciwnika trochę ciszej! Bo zaraz powtórzę małą fangę w nos! - oświadczył pan Szawel.
Zagrzani do boju okrzykami obecnych obaj panowie stanęli w przepisowej pozycji i wkrótce pan Wolański został znokautowany lewym sierpowym ciosem. W cukierni powstał harmider, jakiego dawno już nie pamiętała ulica Sienkiewicza i Rynek Kościuszki – kres wojennej wrzawie położył kelner, który posłał po władzę. Honorowe zajście opisał pan władza w swoim stylowym protokole.
24@bialystokonline.pl