Spotkania z muzyką tradycyjną są zazwyczaj pewnego rodzaju świętem. To muzyka in crudo, czyli surowa i pierwotna. Mniej lub bardziej dzika, zawsze jednak oddziaływująca na odbiorców.
Koncert w ramach cyklu EtnoNurty w Podlaskim Instytucie Kultury był nadzwyczajny. Najpierw wystąpiła Kapela Juliusza Kublika i Antoniego Nowickiego. Duet gra na skrzypcach i harmonii. Ich muzyka jest niestylizowana, jak sami mówią, zależy im, by muzyka zachodniej Białostocczyzny wciąż wybrzmiewała na żywo i w naturalnym kontekście, najlepiej do tańca. Podczas występu zaprezentowali m.in. polki, oberki, walczyki przekazane bezpośrednio przez harmonistów z okolic Knyszyna: Stanisława Deca, Eugeniusza Głódzia i Wacława Motybla. Muzyka Kapeli to tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie, nieoczywista, wykraczająca poza utarte schematy.
Później na scenę wkroczyli Chłopcy z Nowoszyszek, wykonujący tradycyjną muzykę taneczną z Suwalszczyzny i pogranicza polsko-litewsko-białoruskiego. Zespół założony w 2013 roku przez uczniów nieżyjących już mistrzów Franciszka i Leona Racisów, Mieczysława Pachutko i Wacława Kułakowskiego. Można było usłyszeć melodie taneczne, polki, walce, oberki, ale także krakowiaka czy padespana.
Na dawnych zabawach, gdzie tłum wirował w takt muzyki, liczyła się wspólnota tańca, wtajemniczenie w pewien obrzęd, który był raczej daleki od racjonalności. Tańczono by się zapomnieć, by świętować chwile napięcia, by rozładować skumulowane na co dzień emocje. Muzyka i taniec to coś złożonego i dynamicznego. Świetnie to wybrzmiało podczas koncertu w Spodkach.
- Oby więcej takich koncertów, atmosfera jest niesamowita, kapele doskonale grają, nie pierwszy raz jestem na takim wydarzeniu, ale za każdym razem zaskakuje mnie ta muzyka niezwykle pozytywnie – powiedział jeden ze słuchaczy.
anna.kulikowska@bialystokonline.pl