Bright Ophidia, skąd nazwa? Co dla Was znaczy?
Przemysław Figiel: Nazwę wiele lat temu wymyślili Adam i Czarek, założyciele zespołu. Mając kilka propozycji, na żadną nie mogli się wspólnie zgodzić, więc postanowili zawierzyć przypadkowi, tzn. losowemu trafianiu wyrazów ze słownika ang-pol. Chodziło o nazwę dobrze brzmiącą fonetycznie, nikt nie miał na celu dorabiania jakiejś filozofii do powstałych wyrazów. "Bright Ophidia" została wylosowana niejako na próbę i tak już zostało.
Istniejecie od 1998 r., to kawał historii. Jakbyście podsumowali ten czas?
Musiałbym poświęcić na tą odpowiedź kilka stron A4. Postaram się zrobić streszczenie.
Jesteśmy jedyną białostocką grupą z tamtego undergroundowego pokolenia, która się oparła wielu przeciwnościom losu i nadal trwa. Przetrwaliśmy zmiany personalne, zawikłany kontrakt wydawniczy z Metal Mind Prod., a nawet kilkuletnią przerwę w działalności (2009-2013). Nasz styl ciągle ewoluuje, muzyka się zmienia wraz z nami, z naszymi doświadczeniami i inspiracjami. Bright Ophidia towarzyszy mi już ponad połowę mego życia i jest jego ważną częścią.
Czy były momenty przełomowe, które Was ukształtowały? Jakie?
Pierwszym przełomem było podpisanie kontraktu z ówczesnym gigantem na polskim podwórku, czyli z Metal Mind Prod. Nagraliśmy debiutancką "Comę" i "Red Riot", mieliśmy możliwość zagrania choćby na Metalmanii i innych festiwalach. W momencie kiedy czuliśmy, że idziemy do przodu, wydawca zmieniał politykę firmy i stopniowo rezygnował z promocji polskich kapel poza gwiazdami. Płyta "Red Riot" przepadła bez wsparcia promocyjnego, komponowaliśmy już materiał na następny album, gdy się dowiedzieliśmy, że MMP nie zamierza go wydać. To był drugi przełomowy moment, dodatkowo doszły zawirowania personalne. Przeczekaliśmy to, udało nam się polubownie zakończyć kontrakt, dokończyliśmy materiał i tak nagraliśmy płytę, z której jesteśmy do tej pory dumni: "Set Your Madness Free". Wtedy dopadła nas proza życia, kwestie zawodowe i rodzinne, zespół zawiesił działalność na kilka lat.
W trakcie naszej przerwy przydarzyła nam się zaskakująca propozycja zagrania supportu przed amerykańską supergrupą Adrenaline Mob, której management nas wybrał. Udało nam się sformować i przygotować do tego wydarzenia. Trzecim momentem przełomowym był nasz powrót do wspólnego komponowania i grania na przełomie 2013/14. Stopniowo zaczął się wyłaniać materiał najpierw na epkę Against The Light, który potem rozwinął się w płytę "Fighting The Gravity". Pojawiły się klipy i oczywiście wróciliśmy do grania live. I tak, małymi krokami, staramy się działać, komponować i publikować naszą muzykę. Nie jest to łatwe będąc kapelą niezależną, nawet w dobie social media i internetu.
Jakie wydarzenia były dla Was najważniejsze?
Wiele takich było, ale z ostatnich lat to zdecydowanie nasz udział w Festiwalu Prog In Park 2019 u boku światowych gwiazd progmetalu: Dream Theater, Opeth, Haken, Tesseract, Fish, Ritchie Kotzen Trio i wielu innych. Dodam, że byliśmy pierwszą polska grupą w tej stawce i jak do tej pory jedyną. To było wielkie wyróżnienie.
Skąd czerpiecie inspiracje do tworzenia muzyki i tekstów?
Wyrosłem na progrocku i progmetalu, są to szerokie inspiracje, do których ciągle uciekam przy komponowaniu. Jednak naszym wspólnym mianownikiem jest ciężkie, alternatywne granie. Osobiście inspiruje mnie każda dobra muzyka, rzecz jasna z naciskiem na gitarowe brzmienie. Teksty są domeną wokalisty Adama, ma całkowitą swobodę w tej dziedzinie. Konsultujemy się jedynie w kwestiach muzycznych przy przekładaniu słowa napisanego na śpiewane. Teksty Adama są jego prywatnym odniesieniem do różnych wydarzeń, do szeroko pojętej sztuki, fragmentów literatury czy poezji. Na pewno nie są dosłownym opisaniem rzeczywistości, więcej w nich metafor i aluzji.
Wszyscy macie podobny gust muzyczny?
Kiedyś na pewno mieliśmy więcej podobnych inspiracji. Wraz z wiekiem nasze gusty są coraz bardziej rozbieżne, co nie ułatwia komponowania nowych utworów. Zespół to "małżeństwo", tyle że składające się aż z pięciu różnych osób, to sztuka kompromisu. Wszyscy lubimy ciężkie metalowe granie, to nasz "łącznik". Zawsze w naszej muzyce mieszaliśmy style, próbowaliśmy przekazać coś w autorski sposób. To się nie zmieniło do dziś, mimo że my się pozmienialiśmy jako ludzie.
W którą stronę chcecie się rozwijać? Stawiacie sobie wyzwania?
Naszym celem jest dopracowanie całego materiału na nowy album. Chciałbym aby wszystko było gotowe do końca tego roku. Nowy materiał to rozwinięcie tego co zaproponowaliśmy w singlach "In your eyes" i "Survive" krążących w internecie. Jako ciekawostkę dodam, że mamy w planach mariaż z elementami muzyki ludowej. Tego jeszcze nie robiłem i stawiam sobie właśnie takie wyzwanie. Kolejnym wyzwaniem jest przygotowanie i zaaranżowanie naszego koncertu unplugged. Właśnie nad tym pracujemy i niebawem będziemy mogli ogłosić co i kiedy się wydarzy.
Oprócz grania w zespole, prowadzicie także swoje życia zawodowe, niezwiązane z muzyką. Jak to wpływa na Waszą współpracę? Macie czas na próby?
Ze wszystkich członków zespołu tylko ja zajmuję się na co dzień muzyką. Pracuję jako nauczyciel gitary klasycznej i elektrycznej, czasami współpracuję jako muzyk sesyjny w różnych projektach. Życie zawodowe innych muzyków Bright Ophidia jest zupełnie inne. Czasu na próby nie mamy za wiele, ale staramy się go maksymalnie efektywnie wykorzystać. Spotykamy się regularnie przynajmniej raz w tygodniu, a ostatnio nawet częściej ze względu na przygotowanie wersji unplugged naszych utworów.
Co według Was jest najważniejsze w tworzeniu zespołu i wspólnym graniu?
Jesteśmy kapelą niezależną, nie musimy grać jeśli nie chcemy, nie mamy zobowiązań kontraktowych i wydawniczych czy finansowych. Najważniejsze jest czerpanie satysfakcji z tego co się robi, poczucie spełnienia artystycznego, radość z grania. Zespół to hobby, do tego kosztowne, to zabawa dla wariatów, którzy wciąż chcą coś tworzyć.
Jakie macie marzenia, plany na najbliższy czas?
Tak jak wspomniałem wcześniej. Aktualnie przygotowujemy naszą wersję koncertu unplugged, a do końca roku chciałbym zakończyć komponowanie i opracowywanie materiału na kolejną, piątą płytę. Mam nadzieję, że się uda. Oczywiście kolejnym marzeniem jest powrót do częstszego grania live. Niestety od marca 2020, czyli od początku pandemii, wiele naszych planów koncertowych po prostu przepadło. Niewiele imprez doszło do skutku, a każdej kapeli koncerty są po prostu niezbędne do zachowywania formy i do rozwoju.
Dziękuję za rozmowę.
anna.kulikowska@bialystokonline.pl