Budżet bez entuzjazmu
Standardowo, w połowie listopada, prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski przedstawił projekt budżetu miasta na następny rok. Jednak inaczej niż w latach poprzednich nie podchodził on do tego obowiązku radośnie. Jak sam przyznał, przygotowanie planu na następne 12 miesięcy było niesamowicie ciężkie z kilku powodów.
- Mówię o tym budżecie bez entuzjazmu, ponieważ jest to tak naprawdę budżet przeżycia i to jeszcze nie najgorszy, jaki nas czeka. To dopiero początek zjeżdżania po równi pochyłej – mówi prezydent Tadeusz Truskolaski. - Jest to budżet wydrenowany przez wyższe wydatki i mniejsze dochody. Jest to budżet nie marzeń a konieczności. Budżet dużych liczb a małych możliwości, przede wszystkim jeśli chodzi o elastyczność. Bo większość to są wydatki, które musimy ponieść, nowych inwestycji jest w nim jak na lekarstwo – dodaje prezydent Białegostoku.
Dochody na następny rok są co prawda zaplanowane na poziomie 2,187 mld zł, co jest kwotą wyższą o 3% (ok. 65 mln zł) w stosunku do roku poprzedniego. Prawda jest jednak taka, że gdyby nie wyższa o 112 mln zł kwota z budżetu państwa na sfinansowanie realizacji programu 500+, to dochody w budżecie byłyby o prawie 50 mln zł niższe.
Powodów ku temu jest kilka – przede wszystkim zmiany zaproponowane przez rząd – obniżenie podatku PIT do 17% czy zdjęcie tego podatku z osób do 26. roku życia. W dużej części bowiem dochody z tych danin trafiały do kasy samorządu.
Ogólnie dochody bieżące to 87%, a dochody majątkowe to 13%, przy czym ta druga pozycja to przede wszystkim dotacje unijne – 207 mln zł. Natomiast miasto planuje wzrost podatku od nieruchomości i od środków transportowych (pojazdy powyżej 3,5 tony) – odpowiedni o 3 grosze na m2 i o 18 zł za pojazd. Nie zniweluje to jednak straty poniesionej przez obniżenie podatków.
Dużo więcej na edukację, dużo mniej na inwestycje
Wydatki miasta w następnym roku będą wynosić 2,360 mld zł, co daje także wzrost o 2% w stosunku do roku obecnego. Jednak wydatki majątkowe, czyli m.in. inwestycje, to zaledwie 20%, a były w przeszłości budżety, gdzie ten wskaźnik przekraczał 30%.
Wśród wydatków bieżących najwięcej oczywiście pójdzie na wynagrodzenia, z czego 536 mln zł będą stanowiły pensję nauczycieli. Z tym że subwencja oświatowa z budżetu państwa to zaledwie 503 mln zł, a trzeba do tego dodać też inne wydatki związane z edukacją. Wówczas łączna kwota, którą miasto będzie musiało przeznaczyć na ten sektor, będzie wynosić 800 mln zł (o 164 mln zł więcej niż obecnie).
Z kolei na inwestycje miasto wyda 374 mln zł (o 150 mln zł mniej niż w roku obecnym). Najwięcej pieniędzy pójdzie oczywiście na drogi – 94 mln zł na budowę węzła Porosły, 41 mln zł na poprawę dostępności centrum Białegostoku dla komunikacji miejskiej, w tym na przebudowę al. Tysiąclecia Państwa Polskiego i 30 mln zł rozwój infrastruktury transportu miejskiego w Białymstoku, w tym przebudowę ulic Branickiego, Klepackiej, Produkcyjnej, dojazdu do Elewatorskiej, Mickiewicza czy wlotu drogi do Hryniewicz.
- Nie ma w ekonomii obiadu za darmo. Jeśli się coś rozdało, musi się to odbyć czyimś kosztem. Jeśli nie udaje rządowi zrealizować obietnicy z budżetu państwa – bo ich jest za dużo – przerzuca to na samorządy. Jednak proszę mnie zrozumieć – ja nie krytykuję polityki rządu. Po prostu mówię o faktach, które się wydarzają z tego powodu. Ta polityka została zweryfikowana w wyborach i ponad 43% mieszkańców ją zaakceptowało, głównie dlatego, że większość z nich korzysta z tych pieniędzy. Ludzie na pewno ich potrzebują, ale wzrost dochodów powinien wynikać tylko ze wzrostu produkcyjności pracy – wtedy jest on na twardych podstawach - argumentuje Tadeusz Truskolaski.
Zadłużenie rośnie
Mimo że miastu udało się wysupłać nawet nadwyżkę operacyjną, to planowany deficyt wynosi 172 mln zł. Wzrośnie też niestety zadłużenie miasta - do wysokości 1,098 mld zł, co stanowi 50,2% (nadal jest jednak mniejszy niż ustawowo dopuszczalny wskaźnik 60%).
Skarbnik miasta Stanisława Kozłowska, dla której był to już 25. przygotowany projekt budżetu, przyznaje, że tegoroczny plan finansów miasta był jednym z najtrudniejszych w jej karierze i chyba najtrudniejszy w ostatnich latach.
- Głównie ze względu na to, że było trzeba bardzo okrajać wydatki bieżące, a w wydatkach majątkowych było trzeba uciąć ponad miliard złotych. Pracy było bardzo dużo, dużo trudnych wydatków i w pewnym momencie wydawało mi się, że to będzie nie do złożenia - przedstawiała.
mateusz.nowowiejski@bialystokonline.pl